czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 10 - ,, Malfoy i Snape ''

Ten rozdział dedykuje wszystkim komentującym, a szczególnie mojej becie  side_of_sky. 
Dzięki jesteś wielka ;*
___________
Praktycznie całą niedzielę Hermiona spędziła w dworze Malfoyów. Nadal nie mogła uwierzyć, że została naznaczona i do tego, jak sądziła, niedługo zostanie czyjąś żoną. Na samą myśl o tym czuła nieprzyjemne skurcze w żołądku. To naprawdę nie było dla niej korzystne. Znała prawa w czarodziejskim świecie i wiedziała, że po wojnie, gdyby jej małżonek przeżył, a Voldemort upadł, nie miała możliwości rozwodu. Tym samym zmuszona byłaby do końca życia pozostać żoną jakiegoś niedobitka wojennego. Jednak ta wizja nie była najgorsza, gorsza była ta, w której Czarny Pan przegrywa, a ona zostaje zesłana do Azkabanu.  Tak, to było znacznie gorsze.
 W pewnym momencie jej myśli znowu wróciły do poprzedniego wieczoru, a dokładniej do profesora Snape'a. Znała go tyle lat, a tak naprawdę nic o nim nie wiedziała. Nie miała bladego pojęcia o tym, kim tak naprawdę jest. Zawsze uważała go za niegodnego zaufania, a teraz, kiedy stanęła na rozdrożu, to jemu zaufała, to on jej pomagał. Wiedziała, że nie musiał, ale pomagał, a wczorajszy wieczór upewnił ją w tym przekonaniu. Widziała jak ją obserwował, gdy kilku młodych śmierciojadów zaczęło się kręcić wokół niej. Mimo że nie powinna czuć się w jego towarzystwie bezpiecznie, a nawet dobrze, to jednak właśnie tak się czuła. Ufała mu, ale na pewno nie bezgranicznie. Tego była pewna.
 Nagle jej głębokie przemyślenia przerwało ciche pukanie. Nie zdążyła nawet otworzyć ust, aby zaprosić tego kogoś do środka, kiedy drzwi uchyliły się cicho, a zza nich wyłoniła się postać Narcyzy Malfoy. Kobieta ubrana była w czarną szatę, która sięgała jej do kostek i czarne skórzane buty na wysokim obcasie.
- Dzień dobry, pani Malfoy. - Hermiona przywitała się z kobietą, która w odpowiedzi tylko skinęła jej głową.- Proszę wejść. - Uprzedziła jej pytanie.
 Kobieta po raz kolejny tylko skinęła i bezgłośnie wślizgnęła się do pokoju dziewczyny, zamykając za sobą drzwi. Przez moment mierzyły się na spojrzenia. 
- Jak się czujesz, panno Riddle? - zapytała kobieta ze sztucznym uśmiechem, przyklejonym do pięknej arystokratycznej twarzy.
- Dobrze, dziękuję, ale chyba nie po to pani tu przyszła. - Głos Hermiony był całkowicie opanowany, ale jej twarz zdradzała niechęć, jaką odczuwała do matki Dracona. Zresztą, do każdego z Malfoyów i innych zadufanych w sobie osób czuła niechęć, które w obecnej sytuacji robiły niemal wszystko, aby tylko jej się przypodobać.
- Masz rację. - Kobieta rzuciła jej przelotne spojrzenie. Wiedziała o wybitnej inteligencji, którą Granger posiadała, jej syn wiele razy narzekał na dziewczynę, którą uważał za szlamę, jak chyba wszyscy inni...do tej pory. - Co myślisz o Draconie?
- Nie chciałaby pani wiedzieć - burknęła pod nosem, a po chwili dodała - proszę usiąść.
- Draco jest bardzo mądrym i bogatym młodzieńcem - zaczęła spokojnym tonem kobieta, która zdążyła już zająć miejsce nieopodal Hermiony.
- Proszę wybaczyć, ale pani chyba nie pamięta wczorajszych słów Czarnego Pana. - Z gardła dziewczyny wydobyło się ciche warknięcie. - Stwierdził On, że ma już dla mnie kandydata - dodała z nutą ironii w głosie. Oczy obu kobiet spotkały się na moment.
- Przecież możesz zawsze szepnąć dobre słowo naszemu Panu. - Upór pani domu był zadziwiający nawet dla samej panny Granger, która przez cały czas obserwowała jej twarz. Hermiona nie mogła zrozumieć, dlaczego ta kobieta tak na nią naciska - czy ona nie zdawała sobie sprawy, że Gryfonka nie miała nic do powiedzenia w sprawie małżeństwa? Zresztą, jak w każdej innej...
- Czy pani...naprawdę nie rozumie – wycharczała, siląc się na spokojny i opanowany ton.
- Młoda damo, mój syn jest niezwykle dobrą partią. - Po głosie matki chłopaka brązowooka szybko wywnioskowała, że ta jest zła.
-  Tak, oczywiście. - Przewróciła teatralnie oczami, dając tym samym do zrozumienia, że ich rozmowa powoli dobiega końca.
- Co to ma znaczyć, panno Riddle? - zapytała z gniewem starsza kobieta.
- Nic - burknęła Hermiona, a po chwili dostrzegła, jak Narcyza Malfoy zrywa się ze swojego miejsca i wychodzi, zamykając za sobą prawie bezszelestnie drzwi.
***
 Było już bardzo późno, na niebie widać było srebrną tarczę księżyca. Silny wiatr muskał smukłe, drobne ciało biegnącej w stronę ponurego zamku dziewczyny. Jej długie brązowe loki powiewały silnie. Oddech miała ciężki i bardzo nierówny, nic w tym dziwnego, ponieważ młoda kobieta przez cały czas zmagała się z silnymi podmuchami, które praktycznie uniemożliwiały jej bieg.
 Wiedziała, że była cholernie spóźniona, że jej przyjaciele z pewnością martwią się o nią. Zdawała sobie sprawę, że po raz kolejny będzie musiała ich oszukać, zawieść ich zaufania, ale przecież robiła to wszystko dla ich bezpieczeństwa. Przecież nie chciała ich skrzywdzić, ona po prostu kłamała przez wzgląd na nich. 
  Poderwała głowę do góry, przyglądając się swojej ukochanej szkole, która stała się dla niej nagłym zagrożeniem i jedną wielką niewiadomą.  Gdy patrzyła na ten ogromny zamek, przed oczyma zaczęły śmigać jej obrazy z przeszłości. Przez jedną krótką chwilę czuła się tak jak dawnej, czyli nie czuła strachu, wszystko wydawało jej się jakieś takie łatwiejsze, takie dziecinne. Niestety, to było kiedyś - dawno. Potrząsnęła głową, wbiegła na dziedziniec, potem już tylko kilkanaście metrów i w końcu przestała czuć ten piekielnie zimny wiatr. Ostatni silny podmuch całkowicie skołtunił jej włosy, które szybko zasłoniły swojej właścicielce oczy.
 Zaledwie chwilę później z ogromnym impetem wpadła na kogoś. Uderzenie była tak silne, że odbiła się od tego kogoś i uderzyła plecami w lodowatą ścianę. Z gardła dziewczyny wydobył się żałośnie jęknięcie, klapnęła na posadzkę i spojrzała z gniewem na osobnika, który wszedł jej w drogę. Jej oddech był szybki, a na czole błyszczały kropelki potu, jej serce wariowało, a płuca strasznie bolały. 
- Co tu robisz o tak później porze, panno Granger? - sykliwy ton nauczyciela wcale jej nie pomagał. Szybko zebrała się z podłogi. Wygładziła swój czarny golf i tego samego koloru płaszcz. Spojrzała w czarne oczy Snape'a i odpowiedziała lekko zdyszanym głosem.
- Właśnie wracałam od Malfoyów.
 Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Teraz już rozumiał, dlaczego nigdzie nie mógł jej znaleźć. Był bardzo ciekawy, co ją tak długo zatrzymało, ale rzecz jasna nie miał najmniejszego zamiaru o to pytać, co to, to nie. Może i czuł się za nią odpowiedzialny, ale ta jego odpowiedzialność miała swoje granice.
- Nie było cię na zajęciach z legilimencji - syknął gniewnie, dając tym jej do zrozumienia, że jest z tego powodu bardzo, ale to bardzo niezadowolony.
- Przepraszam, po prostu zapomniałam - szepnęła, spuszczając głowę.
- Przeprosiny nic nie dają, Granger - warknął i zrobił krok w jej stronę.
 Nie drgnęła, ale nie podniosła też oczu. Nie wiedzieć czemu, nie chciała na niego patrzeć. Była zmęczona, nie miała siły na kłótnie z nim. Uznała, że jeżeli będzie udawać potulną, da jej spokój.
 Mierzył jej drobną postać zimnym  wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. Myślał - był zdziwiony jej zachowaniem. Spodziewał się po niej niemal wszystkiego, krzyku, ataku złości, a nawet miał nadzieję na jakąś potyczkę słowną - jej zachowanie całkiem go zaskoczyło.
 Między nimi trwała cisza. Hermiona zazgrzytała zębami i podniosła powoli głowę do góry.
- Nie musi mi pan pomagać...
- CO! - Mimowolnie wzdrygnął się - Granger...sama mnie o to prosiłaś, już nie pamiętasz? - Wykrzywił wargi w kpiącym uśmieszku.
- Mógł się pan również nie zgodzić. - Patrzyła na niego z buntem w oczach.
- O czym ty bredzisz, niby jak...mogłem się nie zgodzić?
- Po prostu, ot tak. - Wzruszyła ramionami, a po chwili dodała szybko - Sama świetnie dam sobie radę! - Podniosła głos.
 Zamrugał. Nie rozumiał o co jej chodzi, ale to, że taka smarkula jak ona podnosiła na niego głos...tego było już dla Severusa za dużo. Wziął głęboki wdech, a po chwili ryknął.
- PRECZ MI Z OCZU GŁUPIA SMARKULO, NIE CHCĘ CIĘ WIĘCEJ WIDZIEĆ!
- ŚWIETNIE, WIĘCEJ JUŻ NIE PRZYJDĘ NA TE PAŃSKIE...LEKCJE! - Ona też już krzyczała, całkowicie zapominając o statucie szkolnym, który cały czas ją obowiązywał. Miała tyle problemów, a on wytykał jej, że nie była na jednym wieczornym spotkaniu! Była wściekła - na siebie, na niego i na swój gryfoński temperament, którego nie potrafiła okiełznać. Spojrzała na jego wściekłą twarz, a po chwili odbiegła od niego. Chciała być już w swoim dormitorium...chciała tylko odpocząć. 
***
  Kolejne dni mijały bardzo wolno. Hermiona odnosiła dziwne wrażenie, iż ludzie, którzy rzucają jej zaniepokojone spojrzenia, wiedzą o jej Mrocznym Znaku. Była przerażona, przez cały czas kontrolowała każdy swój ruch, każdy najmniejszy gest. To było naprawdę okropne. Często myślała, że zamiast na przedramieniu, Mroczny Znak wytatuowany ma na czole i wszyscy obserwują go ze strachem. Wiedziała, że takie myślenie było bardzo nierozsądne i głupie, ale nie mogła przestać.
 Harry i Ron zauważali jej dziwaczne zachowanie, a mimo to - ku jej radości - nie pytali, za co była im niezmiernie wdzięczna. Choć z drugiej strony Hermiona potrzebowała się komuś wygadać, zwierzyć...jednak wiedziała, że nie może, i to w pełni akceptowała. Ginny, z którą ostatnimi czasy praktycznie nie rozmawiała, bardzo się o nią martwiła. Wieczorami, gdy siedziała zakopana w książkach, ruda przychodziła do niej aby po prostu posiedzieć w ciszy. Brązowowłosa widziała, że panna Weasley liczy, iż któregoś wieczoru jej starsza koleżanka otworzy się przed nią i zacznie mówić.
 Na posiłkach i lekcjach Hermiona uważnie obserwowała Snape'a, który zachowywał się jakby nigdy nic. Wiedziała, że w ten sposób chce ją zdenerwować. I co dziwniejsze, udawało mu się to. Na lekcjach totalnie ją ignorował, jakby wcale jej tam nie było. Zgłaszała się jak zawsze, ale jej nie pytał, oddawał jej tylko eseje z oceną...bez żadnych zgryźliwych komentarzy, nic.  Była wkurzona na maksa, ale nie wiedziała, co począć z tym faktem. Przecież nie mogła za wszelką cenę zwracać na siebie jego uwagi, bo cała szkoła zacznie spekulować na nich temat, a do tego dopuścić nie mogła.
 Kolejna cicha lekcja OPCM. Hermiona zajęła swoje stałe miejsce na tyłach klasy. Wyjęła potrzebne książki.
- Hej, Granger - usłyszała ciche syknięcie gdzieś ze swojej lewej strony.
 Po chwili dostrzegła przysiadającego się do niej Malfoya.
- Czego tu chcesz?
- Tylko usiadłem, spokojnie - warknął.
 Hermiona dobrze wiedziała, po co przylazł i kto mu kazał.
- Takim zachowaniem do niczego nie dojdziesz. - Ściszyła głos, widząc i słysząc jak Naczelny Postrach Hogwartu wkracza z hukiem do klasy. - Wiem, co kombinuje twoja rodzinka...
- Też nie chce - syknął cicho - Ale muszę, oni wszyscy myślą, że ty i...ja - wypluł te kilka słów z ogromnym obrzydzeniem.
- Dlaczego więc to robisz? - Nieświadomie podniosła głos.
- Minus 10 punktów od Gryffindoru. - Do uszu brązowowłosej doszedł donośny głos nauczyciela.
  Skuliła się w sobie ,, Przynajmniej się do mnie odezwał. '' - pomyślała.
- Bo muszę - To było ostatnie zdanie Dracona, które zdążył wypowiedzieć, nim obok niego jak spod ziemi wyrośli Harry i Ron. 
- Czego od niej chcesz głupia fretko?! - Krzyknął rudy.
- POTTER, WEASLEY, NA MIEJSCA NATYCHMIAST! - warknął rozwścieczony Mistrz Eliksirów.
 Obaj wiedzieli, że nie warto dyskutować z Nietoperzem, więc grzecznie z spuszczonymi głowami zajęli wolną ławkę nieopodal Ślizgona i Gryfonki. Podczas lekcji chłopcy bombardowali blondyna nieprzyjemnymi i pogardliwymi spojrzeniami. Hermiona zaś starała się skupić na lekcji, choć było to naprawdę bardzo trudne, gdy widziała te wszystkie spojrzenia, które ukradkiem rzucali jej inni uczniowie i sam Snape.

8 komentarzy:

  1. Jak ja nienawidze Malfoya i jego chorej rodzinki. Cholerny arystokrata od siedmiu bolesci -_-
    Notka jak zwykle wspaniala ae tak mnie ciekawosc zzera ze masakra :( prosze pisz szybciutko! ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej kochanieńka :D
    Notka świetna, ach ten Severus on zawsze we wszystkim znajdzie problem ;D...Coś czuje, że z tym Malfoy'em to Hermiona bd się miała ;]
    Czekam na szybki next
    Pozdro i weny
    POISON

    OdpowiedzUsuń
  3. Długi rozdział! Bomba ;D

    Ci Malfoy'owie pff... bezczelni i tyle. Narcyza jak zaczęła wychwalać Draco. Wiadomo matka chce pokazać dziecko z dobrej strony ale ważniejsze powinno być dla niej szczęście dzieciaka a nie pozycja u Czarnego Pana. Wątpię by tej rodzinie zależało naprawdę na Draco... :(

    Severus jak ja go kocham *-* taki oschły... Napisz kiedyś rozdział z perspektywy Severus'a... proszę! :)

    Buziaki Jazz ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Narcyza... -.-
    Na razie mam ją na oku O.- :D
    Sev... Zawsze musi się obrazić? :D
    Haha.. xD Nie no żartuje :D
    To tak zwane "urażenie dumy" ^.^
    Weny kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo wiarygodnie opisujesz Narcyzę, podoba mi się to!
    To naprawdę nic wielkiego, sprawdzić kilka stron, z przyjemnością się za to biorę, jak widzę nowy mail od Ciebie :)
    Zapraszam do siebie na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mhm, więc... Narcyza jest taka fajna! :)
    Notka jest świetna! Kolejne chodzące talencie! Nie czytaj mojego! Ja nie potrafię pisać!
    Chowam głowę w piasek przy Tobie! :(
    Serio!
    Pisz, pisz, pisz!
    Weny!
    Wybacz, czas mnie goni!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. I znowu trafiam na jakiś blog 'przy okazji'. Mam na myśli to, że znalazłam link bloga u osób, których czytam opowiadania.
    Wracając do rozdziału, to mogę powiedzieć, że jestem mile zaskoczona c: Udało mi się nadrobić wszystkie rozdziały. Szczerze powiedziawszy... opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie. Fabuła się rozkręca i nie jest nudno.

    Gratuluję pomysłów i życzę dalszej weny. Czekam NN!
    Wentz

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham Malfoy'ów! Są cudowni, typowi ślizgoni!

    OdpowiedzUsuń