piątek, 3 maja 2013

Sowa

Cześć,
moje kochane czytelniczki, muszę poinformować was, iż moje opowiadanie na pewien czas zostaje zawieszone z przyczyn odemnie nie zależnych. Naprawdę bardzo was przepraszam, ale jestem do tego zmuszona. Na pewno go nie porzucę o to nie musicie się martwić. W przerwie, którą właśnie sobie robię postaram się napisać kilka rozdziałów aby wrócić w WIELKIM STYLU ;D
Do napisania czytelniczki
SuperPsychoLove

niedziela, 28 kwietnia 2013

Rozdział 11 - ,, Cruciatus''

Każdy komentarz jest dla mnie ważny, więc dziękuje osobom, która choć raz wyraziła swoją opinie na temat tego bloga. 
Dziękuje i bardzo Was kocham :*
__________
 Kolacja. Hermiona uporczywie myślała nad rozmową z Malfoyem. Wiedziała, że on nie chciał robić tego, co kazali mu rodzice. Rozumiała, jak się czuł, bo ona czuła się bardzo podobnie. Mimowolnie spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego. Jej oczy zatrzymały się na Mistrzu Eliksirów. Na jego dodatkowe lekcje nie chodziła już od tygodnia. Źle się z tym czuła. Może powinnam wrócić?”- myślała nerwowo podczas skubania swojej sałatki.  Wiedziała, że nie jest tak dobra w Legilimencji i Oklumencji, jak by chciała. I jedynym sposobem na poszerzenie jej wiedzy była kontynuacja nauki u Snape'a.
Zacisnęła wargi. Była zdeterminowana, musiała przełknąć swoją gryfońską dumę, pójść do niego zaraz po kolacji i porozmawiać. Mogła nawet błagać, w razie czego.
- Hermiona? - Usłyszała nagle zaniepokojony głos Ginny.
- Co..co się stało? - Zamrugała zaskoczona i spojrzała na siedzącą obok przyjaciółkę.
- Mamroczesz do siebie...co się z tobą dzieje? - Wybuchła ruda.
- Ja...wybacz...nie miałam pojęcia...ze mną...nic, zupełnie nic - jąkała się brązowooka, mając nadzieje, że Weasley nie będzie drążyć tego tematu.
- Może spotkamy się wieczorem na błoniach, pogadamy...?
- Wybacz, ale muszę iść do profesora Snape'a - Hermiona wpadła w słowo rudej.
- Po co?
- Wybacz, ale...
- Nie możesz mi teraz powiedzieć, wiem, wiem. Już od kilku dni słyszę to samo. - Przewróciła teatralnie oczami.
- Zrozum, Ginny. - Jęknęła Granger, patrząc na nią z ogromnym bólem w oczach.
- Dobrze, ale w końcu wyduszę to z ciebie. - Zagroziła.
 Hermiona kiwnęła tylko głową i podniosła się ze swojego miejsca. Miała w planach przechadzkę do lochów.
***
 - Dobry wieczór profesorze - szepnęła wchodząc go jego gabinetu.
Nie zaszczycił jej nawet jednym krótkim spojrzeniem. Zacisnęła drobne dłonie w pięść, musiała odetchnąć kilka razy. Zmierzwiła włosy drżącą dłonią. Miała dziwacznie wrażenie, że za moment zemdleje z nerwów, a to z pewnością nie skończyło by się dobrze...no przynajmniej dla niej.
 Odchrząknęła, ku jej uciesze spojrzał w jej kierunku, a na jego bladej twarzy czaił się paskudny wyraz wyższości. Wyprostowała się.
- Czego chcesz? - syknął od niechcenia.
- Postanowiłam wrócić na pańskie zajęcia.
- Skąd pomysł, że cię na nie przyjmę? - sarknął i wrócił do oceniania esejów trzecich klas. 
- Bo...nie ma pan wyjścia. - Wzięła głęboki wdech. Musiała być maksymalnie skupiona i gotowa na wszelką okoliczność. Dobrze wiedziała, że z tym czarodziejem nigdy nic nie wiadomo, trzeba obchodzić się z nim jak z porcelaną.
Nagle poderwał się ze swojego miejsca, jednym szybkim machnięciem różdżki zamknął drzwi. Brązowooka nawet nie zdążyła zareagować, a stał już obok niej i mierzył ją groźnym spojrzeniem. Mimowolnie cofnęła się o krok.
- Wymień trzy zaklęcie niewybaczalne - rozkazał ostrym tonem.
- Cruciatus, Imperius, Avada Kedavra - powiedziała z zawrotną prędkością nawet na niego nie patrząc. Nagle odsunął się od niej i wycelował prosto w jej nogi. Zbladła nagle, nie miała pojęcia co chciał zrobić. Zaczął coś szeptać pod nosem, a po chwili tuż przed nią pojawił się biały królik. Zamrugała ze zdziwieniem, cały czas wpatrywała się w stojące zwierzątko.
- Długo jeszcze? -syknął.
- Co ja mam zrobić profesorze? - Bała się o to zapytać.
- Rzucisz na niego zaklęcie torturujące - mruknął od niechcenia i cofnął się o kilka kroków.
 Z lekkim ociąganiem wyjęła z kieszeni swoją różdżkę, wycelowała ją w uciekającego królika. Nigdy nikogo nie skrzywdziła, była oszołomiona i przerażona. Nie chciała tego robić, ale wiedziała, że musi...przymknęła oczy, a po chwili krzyknęła:
- Cruciatus! - zwierzę zastygło w bezruchu aby po chwili runąć na ziemię, piszcząc i wijąc się z potwornego bólu, jakie odczuwało. Hermiona doskonale go znała, nieraz już nim oberwała, mimowolnie zamknęła oczy i przerwała tortury.
- Pozwoliłem ci przestać, Granger?! - syknął rozzłoszczony profesor.
- Nie...
- Więc dlaczego?
 Nie odpowiedziała, tylko spuściła głowę.
- Cóż, nie chcesz ćwiczyć na zwierzętach, więc...
- Chyba pan żartuje! - Krzyknęła rozjuszona, widząc, jak staje naprzeciw niej. - Nie podniosę różdżki na swojego profesora! - jej głos stał się strasznie piskliwy. Nigdy nawet przez myśl jej nie przeszło, aby atakować nauczyciela, a już na pewno  przekląć go Niewybaczalnym. Nie mogła tego zrobić dla samej zasady. Już raz widziała, jak cierpi, nie chciała widzieć tego po raz drugi, mimo że sam się o to prosił. Serce zakłuło ją boleśnie, skrzywiła się, a dłoń, w której trzymała swoją różdżkę, zadrżała.
 Snape wiedział doskonale, że ciężko będzie zmusić ją do ataku na jego osobę. Jednak zdawał sobie sprawę, że nie jest to niewykonalne. Trzeba ją było tylko dobrze podejść, a uczyniłaby wszystko, co tylko by jej rozkazał. Dobrze znał psychikę Gryfonów i to stawiało go na znacznie wyższej pozycji niż Granger. Uśmiechnął się do niej perfidnie, a po chwili wydał z siebie poirytowane westchnienie.
- Jaka z ciebie Gryfonka, skoro nie potrafisz wykonać prostego polecania? - prychnął, a po chwili dodał, widząc, jak nadyma ze złością policzki - I ty myślisz, że możesz oszukać Czarnego Pana, dobre sobie - syczał widząc, że z każdym jego słowem jej twarz staje się coraz czerwieńsza, a oczy ciskają w jego stronę gromy. - Tylko na tyle cię stać, Granger...ciekawy jestem co Potter i Weasley powiedzieliby na twoje tchórzostwo.
- Niech pan przestanie! - wycharczała, przygarbiając się i zaciskając mocniej palce na różdżce. - NIE JESTEM TCHÓRZEM ! - wykrzyczała. Adrenalina wrzała w jej żyłach, coraz trudniej było jej się kontrolować.
- Panna Wiem-To-Wszystko jest wielkim tchórzem, który ukrywa się w cieniu sławnego przyjaciela. -Wyraźnie drwił sobie z jej zdenerwowania i przyjaciół.
- Jak pan śmie! - wrzasnęła, a po chwili wycelowała w niego różdżkę i wykrzyczała - Cruciatus!
 Snape momentalnie upadł na podłogę wijąc się z powodu ogromnego bólu, który zadawała mu dziewczyna. Czuł jej wściekłość. Nie sądził, że może być aż tak silna, a jej zaklęcie torturujące tak bolesne, jednak do Voldemorta jeszcze jej brakowało.
 Hermiona ciężko dyszała. Kiedy tylko znowu zaczęła racjonalnie myśleć, przerwała torturowanie profesora. Podbiegła do niego i uklęknęła przy jego ciele. Jego oddech był szybki i ciężki. Położyła mu dłoń na ramieniu i dotknęła jego policzka z zamiarem sprawdzenia, czy jest przytomny.
- Słyszy mnie pan? - Przestraszona nachyliła się w stronę jego twarzy tak, że kilka loków zaczęło drażnić jego policzek.
- Zabierz te kudły z mojej twarzy - zawarczał zachrypniętym głosem.
 Ta uwaga nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia. Zdążyła się już do tego przyzwyczaić. Pomogła mu się podnieść do pozycji siedzącej. Dokładnie go obejrzała mimo jego protestów. Kiedy tylko upewniła się, że nic poważnego mu się nie stało, warknęła zezłoszczona:
- Jak pan mógł, dobrze wiem, że to było specjalnie. - Zacisnęła szczęki uważnie się mu przyglądając. Wzruszył tylko ramieniem, nie miał zamiaru się przed nią tłumaczyć.
- Co zrobiłem, to zrobiłem, a ciebie nie powinno to obchodzić - warknął, a po chwili już stał wyprostowany, mierząc dziewczynę pogardliwym spojrzeniem. - Wynocha. - Machnął różdżką, a zamki w drzwiach trzasnęły, zwiastując dla dziewczyny możliwość wyjścia. Spojrzała na niego z grymasem niezadowolenia.
- Jutro, 20 – mruknął, gdy go mijała.
- Dobranoc, profesorze - prychnęła tylko i szybko opuściła jego gabinet.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 10 - ,, Malfoy i Snape ''

Ten rozdział dedykuje wszystkim komentującym, a szczególnie mojej becie  side_of_sky. 
Dzięki jesteś wielka ;*
___________
Praktycznie całą niedzielę Hermiona spędziła w dworze Malfoyów. Nadal nie mogła uwierzyć, że została naznaczona i do tego, jak sądziła, niedługo zostanie czyjąś żoną. Na samą myśl o tym czuła nieprzyjemne skurcze w żołądku. To naprawdę nie było dla niej korzystne. Znała prawa w czarodziejskim świecie i wiedziała, że po wojnie, gdyby jej małżonek przeżył, a Voldemort upadł, nie miała możliwości rozwodu. Tym samym zmuszona byłaby do końca życia pozostać żoną jakiegoś niedobitka wojennego. Jednak ta wizja nie była najgorsza, gorsza była ta, w której Czarny Pan przegrywa, a ona zostaje zesłana do Azkabanu.  Tak, to było znacznie gorsze.
 W pewnym momencie jej myśli znowu wróciły do poprzedniego wieczoru, a dokładniej do profesora Snape'a. Znała go tyle lat, a tak naprawdę nic o nim nie wiedziała. Nie miała bladego pojęcia o tym, kim tak naprawdę jest. Zawsze uważała go za niegodnego zaufania, a teraz, kiedy stanęła na rozdrożu, to jemu zaufała, to on jej pomagał. Wiedziała, że nie musiał, ale pomagał, a wczorajszy wieczór upewnił ją w tym przekonaniu. Widziała jak ją obserwował, gdy kilku młodych śmierciojadów zaczęło się kręcić wokół niej. Mimo że nie powinna czuć się w jego towarzystwie bezpiecznie, a nawet dobrze, to jednak właśnie tak się czuła. Ufała mu, ale na pewno nie bezgranicznie. Tego była pewna.
 Nagle jej głębokie przemyślenia przerwało ciche pukanie. Nie zdążyła nawet otworzyć ust, aby zaprosić tego kogoś do środka, kiedy drzwi uchyliły się cicho, a zza nich wyłoniła się postać Narcyzy Malfoy. Kobieta ubrana była w czarną szatę, która sięgała jej do kostek i czarne skórzane buty na wysokim obcasie.
- Dzień dobry, pani Malfoy. - Hermiona przywitała się z kobietą, która w odpowiedzi tylko skinęła jej głową.- Proszę wejść. - Uprzedziła jej pytanie.
 Kobieta po raz kolejny tylko skinęła i bezgłośnie wślizgnęła się do pokoju dziewczyny, zamykając za sobą drzwi. Przez moment mierzyły się na spojrzenia. 
- Jak się czujesz, panno Riddle? - zapytała kobieta ze sztucznym uśmiechem, przyklejonym do pięknej arystokratycznej twarzy.
- Dobrze, dziękuję, ale chyba nie po to pani tu przyszła. - Głos Hermiony był całkowicie opanowany, ale jej twarz zdradzała niechęć, jaką odczuwała do matki Dracona. Zresztą, do każdego z Malfoyów i innych zadufanych w sobie osób czuła niechęć, które w obecnej sytuacji robiły niemal wszystko, aby tylko jej się przypodobać.
- Masz rację. - Kobieta rzuciła jej przelotne spojrzenie. Wiedziała o wybitnej inteligencji, którą Granger posiadała, jej syn wiele razy narzekał na dziewczynę, którą uważał za szlamę, jak chyba wszyscy inni...do tej pory. - Co myślisz o Draconie?
- Nie chciałaby pani wiedzieć - burknęła pod nosem, a po chwili dodała - proszę usiąść.
- Draco jest bardzo mądrym i bogatym młodzieńcem - zaczęła spokojnym tonem kobieta, która zdążyła już zająć miejsce nieopodal Hermiony.
- Proszę wybaczyć, ale pani chyba nie pamięta wczorajszych słów Czarnego Pana. - Z gardła dziewczyny wydobyło się ciche warknięcie. - Stwierdził On, że ma już dla mnie kandydata - dodała z nutą ironii w głosie. Oczy obu kobiet spotkały się na moment.
- Przecież możesz zawsze szepnąć dobre słowo naszemu Panu. - Upór pani domu był zadziwiający nawet dla samej panny Granger, która przez cały czas obserwowała jej twarz. Hermiona nie mogła zrozumieć, dlaczego ta kobieta tak na nią naciska - czy ona nie zdawała sobie sprawy, że Gryfonka nie miała nic do powiedzenia w sprawie małżeństwa? Zresztą, jak w każdej innej...
- Czy pani...naprawdę nie rozumie – wycharczała, siląc się na spokojny i opanowany ton.
- Młoda damo, mój syn jest niezwykle dobrą partią. - Po głosie matki chłopaka brązowooka szybko wywnioskowała, że ta jest zła.
-  Tak, oczywiście. - Przewróciła teatralnie oczami, dając tym samym do zrozumienia, że ich rozmowa powoli dobiega końca.
- Co to ma znaczyć, panno Riddle? - zapytała z gniewem starsza kobieta.
- Nic - burknęła Hermiona, a po chwili dostrzegła, jak Narcyza Malfoy zrywa się ze swojego miejsca i wychodzi, zamykając za sobą prawie bezszelestnie drzwi.
***
 Było już bardzo późno, na niebie widać było srebrną tarczę księżyca. Silny wiatr muskał smukłe, drobne ciało biegnącej w stronę ponurego zamku dziewczyny. Jej długie brązowe loki powiewały silnie. Oddech miała ciężki i bardzo nierówny, nic w tym dziwnego, ponieważ młoda kobieta przez cały czas zmagała się z silnymi podmuchami, które praktycznie uniemożliwiały jej bieg.
 Wiedziała, że była cholernie spóźniona, że jej przyjaciele z pewnością martwią się o nią. Zdawała sobie sprawę, że po raz kolejny będzie musiała ich oszukać, zawieść ich zaufania, ale przecież robiła to wszystko dla ich bezpieczeństwa. Przecież nie chciała ich skrzywdzić, ona po prostu kłamała przez wzgląd na nich. 
  Poderwała głowę do góry, przyglądając się swojej ukochanej szkole, która stała się dla niej nagłym zagrożeniem i jedną wielką niewiadomą.  Gdy patrzyła na ten ogromny zamek, przed oczyma zaczęły śmigać jej obrazy z przeszłości. Przez jedną krótką chwilę czuła się tak jak dawnej, czyli nie czuła strachu, wszystko wydawało jej się jakieś takie łatwiejsze, takie dziecinne. Niestety, to było kiedyś - dawno. Potrząsnęła głową, wbiegła na dziedziniec, potem już tylko kilkanaście metrów i w końcu przestała czuć ten piekielnie zimny wiatr. Ostatni silny podmuch całkowicie skołtunił jej włosy, które szybko zasłoniły swojej właścicielce oczy.
 Zaledwie chwilę później z ogromnym impetem wpadła na kogoś. Uderzenie była tak silne, że odbiła się od tego kogoś i uderzyła plecami w lodowatą ścianę. Z gardła dziewczyny wydobył się żałośnie jęknięcie, klapnęła na posadzkę i spojrzała z gniewem na osobnika, który wszedł jej w drogę. Jej oddech był szybki, a na czole błyszczały kropelki potu, jej serce wariowało, a płuca strasznie bolały. 
- Co tu robisz o tak później porze, panno Granger? - sykliwy ton nauczyciela wcale jej nie pomagał. Szybko zebrała się z podłogi. Wygładziła swój czarny golf i tego samego koloru płaszcz. Spojrzała w czarne oczy Snape'a i odpowiedziała lekko zdyszanym głosem.
- Właśnie wracałam od Malfoyów.
 Spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Teraz już rozumiał, dlaczego nigdzie nie mógł jej znaleźć. Był bardzo ciekawy, co ją tak długo zatrzymało, ale rzecz jasna nie miał najmniejszego zamiaru o to pytać, co to, to nie. Może i czuł się za nią odpowiedzialny, ale ta jego odpowiedzialność miała swoje granice.
- Nie było cię na zajęciach z legilimencji - syknął gniewnie, dając tym jej do zrozumienia, że jest z tego powodu bardzo, ale to bardzo niezadowolony.
- Przepraszam, po prostu zapomniałam - szepnęła, spuszczając głowę.
- Przeprosiny nic nie dają, Granger - warknął i zrobił krok w jej stronę.
 Nie drgnęła, ale nie podniosła też oczu. Nie wiedzieć czemu, nie chciała na niego patrzeć. Była zmęczona, nie miała siły na kłótnie z nim. Uznała, że jeżeli będzie udawać potulną, da jej spokój.
 Mierzył jej drobną postać zimnym  wzrokiem, którego nie powstydziłby się sam bazyliszek. Myślał - był zdziwiony jej zachowaniem. Spodziewał się po niej niemal wszystkiego, krzyku, ataku złości, a nawet miał nadzieję na jakąś potyczkę słowną - jej zachowanie całkiem go zaskoczyło.
 Między nimi trwała cisza. Hermiona zazgrzytała zębami i podniosła powoli głowę do góry.
- Nie musi mi pan pomagać...
- CO! - Mimowolnie wzdrygnął się - Granger...sama mnie o to prosiłaś, już nie pamiętasz? - Wykrzywił wargi w kpiącym uśmieszku.
- Mógł się pan również nie zgodzić. - Patrzyła na niego z buntem w oczach.
- O czym ty bredzisz, niby jak...mogłem się nie zgodzić?
- Po prostu, ot tak. - Wzruszyła ramionami, a po chwili dodała szybko - Sama świetnie dam sobie radę! - Podniosła głos.
 Zamrugał. Nie rozumiał o co jej chodzi, ale to, że taka smarkula jak ona podnosiła na niego głos...tego było już dla Severusa za dużo. Wziął głęboki wdech, a po chwili ryknął.
- PRECZ MI Z OCZU GŁUPIA SMARKULO, NIE CHCĘ CIĘ WIĘCEJ WIDZIEĆ!
- ŚWIETNIE, WIĘCEJ JUŻ NIE PRZYJDĘ NA TE PAŃSKIE...LEKCJE! - Ona też już krzyczała, całkowicie zapominając o statucie szkolnym, który cały czas ją obowiązywał. Miała tyle problemów, a on wytykał jej, że nie była na jednym wieczornym spotkaniu! Była wściekła - na siebie, na niego i na swój gryfoński temperament, którego nie potrafiła okiełznać. Spojrzała na jego wściekłą twarz, a po chwili odbiegła od niego. Chciała być już w swoim dormitorium...chciała tylko odpocząć. 
***
  Kolejne dni mijały bardzo wolno. Hermiona odnosiła dziwne wrażenie, iż ludzie, którzy rzucają jej zaniepokojone spojrzenia, wiedzą o jej Mrocznym Znaku. Była przerażona, przez cały czas kontrolowała każdy swój ruch, każdy najmniejszy gest. To było naprawdę okropne. Często myślała, że zamiast na przedramieniu, Mroczny Znak wytatuowany ma na czole i wszyscy obserwują go ze strachem. Wiedziała, że takie myślenie było bardzo nierozsądne i głupie, ale nie mogła przestać.
 Harry i Ron zauważali jej dziwaczne zachowanie, a mimo to - ku jej radości - nie pytali, za co była im niezmiernie wdzięczna. Choć z drugiej strony Hermiona potrzebowała się komuś wygadać, zwierzyć...jednak wiedziała, że nie może, i to w pełni akceptowała. Ginny, z którą ostatnimi czasy praktycznie nie rozmawiała, bardzo się o nią martwiła. Wieczorami, gdy siedziała zakopana w książkach, ruda przychodziła do niej aby po prostu posiedzieć w ciszy. Brązowowłosa widziała, że panna Weasley liczy, iż któregoś wieczoru jej starsza koleżanka otworzy się przed nią i zacznie mówić.
 Na posiłkach i lekcjach Hermiona uważnie obserwowała Snape'a, który zachowywał się jakby nigdy nic. Wiedziała, że w ten sposób chce ją zdenerwować. I co dziwniejsze, udawało mu się to. Na lekcjach totalnie ją ignorował, jakby wcale jej tam nie było. Zgłaszała się jak zawsze, ale jej nie pytał, oddawał jej tylko eseje z oceną...bez żadnych zgryźliwych komentarzy, nic.  Była wkurzona na maksa, ale nie wiedziała, co począć z tym faktem. Przecież nie mogła za wszelką cenę zwracać na siebie jego uwagi, bo cała szkoła zacznie spekulować na nich temat, a do tego dopuścić nie mogła.
 Kolejna cicha lekcja OPCM. Hermiona zajęła swoje stałe miejsce na tyłach klasy. Wyjęła potrzebne książki.
- Hej, Granger - usłyszała ciche syknięcie gdzieś ze swojej lewej strony.
 Po chwili dostrzegła przysiadającego się do niej Malfoya.
- Czego tu chcesz?
- Tylko usiadłem, spokojnie - warknął.
 Hermiona dobrze wiedziała, po co przylazł i kto mu kazał.
- Takim zachowaniem do niczego nie dojdziesz. - Ściszyła głos, widząc i słysząc jak Naczelny Postrach Hogwartu wkracza z hukiem do klasy. - Wiem, co kombinuje twoja rodzinka...
- Też nie chce - syknął cicho - Ale muszę, oni wszyscy myślą, że ty i...ja - wypluł te kilka słów z ogromnym obrzydzeniem.
- Dlaczego więc to robisz? - Nieświadomie podniosła głos.
- Minus 10 punktów od Gryffindoru. - Do uszu brązowowłosej doszedł donośny głos nauczyciela.
  Skuliła się w sobie ,, Przynajmniej się do mnie odezwał. '' - pomyślała.
- Bo muszę - To było ostatnie zdanie Dracona, które zdążył wypowiedzieć, nim obok niego jak spod ziemi wyrośli Harry i Ron. 
- Czego od niej chcesz głupia fretko?! - Krzyknął rudy.
- POTTER, WEASLEY, NA MIEJSCA NATYCHMIAST! - warknął rozwścieczony Mistrz Eliksirów.
 Obaj wiedzieli, że nie warto dyskutować z Nietoperzem, więc grzecznie z spuszczonymi głowami zajęli wolną ławkę nieopodal Ślizgona i Gryfonki. Podczas lekcji chłopcy bombardowali blondyna nieprzyjemnymi i pogardliwymi spojrzeniami. Hermiona zaś starała się skupić na lekcji, choć było to naprawdę bardzo trudne, gdy widziała te wszystkie spojrzenia, które ukradkiem rzucali jej inni uczniowie i sam Snape.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Rozdział 9 ,, Naznaczenie cz. 2/2 ''

Stał w cieniu, nie wychylał się. Obserwował wszystkich zebranych, jednak nikt na niego nie patrzył, z czego był naprawdę zadowolony. Czuł duży niepokój, serce kołatało mu silnie w piersi, przysparzając lekkiego bólu, na który nie zwracał najmniejszej uwagi. Czekał tylko na pojawienie się swojej uczennicy, która dzisiejszego wieczoru miał zostać naznaczona. Wiedział, że gdyby tylko mógł, próbowałby temu zapobiec...jednak wiedza, którą posiadał, stawiała go na przegranej pozycji. Nie mógł jej pomóc, choć nie ukrywał, bardzo chciał. Ponadto przeczuwał, iż Czarny Pan ma bardzo poważne plany względem dziewczyny i to wcale mu się nie podobało.
Cofnął się lekko, nie spuszczając swoich czarnych oczu z postaci Lorda, który siedział na swym kamiennym tronie. Przez chwilę miał dziwne wrażenie, że Jaszczur nawet nie oddycha. Wyglądał tak, jakby był częścią jakiegoś paskudnego posągu.
Wzdrygnął się z obrzydzeniem na samą myśl. W pewnym momencie wszelkie głosy umilkły, a wszyscy poplecznicy Voldemorta zaczęli obserwować jeden punkt. Severus zmuszony był wysunąć się odrobinę ze swojego cienia, aby dostrzec to, co tak wszystkich zszokowało.
Oniemiał na widok panny Granger, wyglądała zjawiskowo pięknie. Nigdy wcześniej nie widział jej w takiej wersji. Mimo że beształ się za to, iż dostrzegł w niej młodą kobietę, nie potrafił sobie zaprzeczyć. W rzeczy samej, w całej swojej okazałości nią była i nawet on, Severus Snape, nie mógł tego nie zauważyć. Dostrzegł wyraz jej twarzy, ten spokój i opanowanie. Był oszołomiony do tego stopnia, że nawet nie zauważył jak dziewczyna staje u boku Lorda Voldemorta.
- Moja córko, zanim cię naznaczę - syczał, uważnie się jej przyglądając. - Muszę sprawdzić, czy nadajesz się do moich szeregów. - Gestem kościstej dłoni przywołał ją do siebie bliżej. Szybko wykonała jego bezgłośne polecenie. I takim sposobem odległość między nimi drastycznie zmalała. Ujął jej brodę i uniósł wysoko głowę tak, że oboje patrzyli sobie głęboko w oczy.
Twarz Czarnego Pana nie wyrażała nic, poza gniewem i czystym szaleństwem. Jego czerwone oczy błyszczały, gdy obserwował poważną minę swojej chrześniaczki. Wiedział, że dzięki tej dziewczynie będzie mógł wiele zdziałać, jednak ktoś musiał ją prowadzić.
 Bez ostrzeżenia wdarł się do umysłu młodej kobiety, jednak ona była już na to przygotowana i od razu podsunęła mu kilka obrazów, które chciała, aby zobaczył. Czuła, że jest zadowolony z tego, co widzi...rozluźniła się i to był jej duży błąd. Nim zdążyła jakoś zareagować, Lord wydobył na powierzchnię wspomnienie, w którym Harry prosi ją o pomoc w znalezieniu informacji o horkruksach. Na szczęście dziewczyny, Jaszczur opuścił jej umysł i szybko wypuścił jej twarz ze swojej dłoni.
- Bardzo dobrze - syknął - podaj mi swe lewe ramię. - Ton jego głosu nie znosił sprzeciwu, więc bez zastanowienia kleknęła przed nim i wyciągnęła w jego stronę swoje ramię.
 Wstrzymała oddech, kiedy poczuła chłód jego różdżki na swojej skórze, to było okropne, ale nie aż tak, jak to, co miało miejsce chwilę później. Z gardła Lorda Voldemorta wydostało się ciche syczenie, od razu zrozumiała, że wypowiada zaklęcie w języku węży. Całe jej lewe przedramię zapłonęło żywym ogniem, od razu chciała je wyrwać, ale jego koścista dłoń mocno ją trzymała. Miała wrażenie, że tuż pod jej skórą coś boleśnie wije się. Spojrzała na swoją bladą, gładką skórę.
- Teraz - zagrzmiał jaszczur - Hermiona Jean Riddle jest jedną z nas!
 Cała sala rozbrzmiała głośnymi oklaskami, które tak samo jak się zaczęły, tak też szybko się skończyły. Czarny Pan, nie wypuszczając z uścisku ręki dziewczyny, podniósł się i ponowił swoją przemowę:
- Jako, iż Hermiona niedawno stała się pełnoletnią czarownicą... -  Granger była przerażona. Czuła, że za moment eksploduje, chciało jej się płakać, krzyczeć, ale nie mogła zrobić niczego innego jak stać i patrzeć na tych wszystkich Śmierciożerców, którzy z uwielbieniem wpatrywali się w swojego przywódcę.
- Należało by znaleźć dla niej męża, który pomoże jej. - Zadrżała. Co do cholery? MĘŻA?!...On chyba zwariował, ja...?! - krzyczała w myślach, a jej oczy zaświeciły się strachem.
- Mam już znakomitego kandydata. - Mówił dalej, całkowicie nie przejmując się tym, że nikt z zebranych nie ważył się nawet odezwać.
- Jednak teraz - bawcie się! - krzyknął, wypuszczając ze swojego uścisku skołowaną dziewczynę.
***
 Stała w ciemnym kącie. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Co i raz potrząsała głową z niedowierzaniem, Czy ten przeklęty jaszczur nie ma niczego innego do roboty, tylko szukać mi MĘŻA! I co zabawniejsze, szukał go w swoich sługach! - Myślała nerwowo.
 Nieopodal niej stał samotnie jej nauczyciel OPCM. On także zastanawiał się nad nieuzasadnionym działaniem Czarnoksiężnika, no bo niby po jakiego diabła szukał męża dla Granger? Wydawało mu się to niezwykle zastanawiające, ale nie aż tak jak, to kto ma niby być jego ,,znakomitym kandydatem”? - przeczuwał, że będzie to Draco Malfoy.  Dlaczego? Nie miał zielonego pojęcia, jednak znał Lucjusza i wiedział, że ten człowiek zrobi wszystko, aby tylko przypodobać się Czarnemu Panu.
 Spojrzał w swoją prawą stronę, stała tam zamyślona. Niewiele myśląc poszedł w jej kierunku, ale jego twarz pozostawała bez jakiegokolwiek wyrazu. Nim się spostrzegł, stał obok niej.
- Granger - syknął cicho.
 Wzdrygnęła się, a po chwili podniosła na niego smutny wzrok.
- Co się stało, profesorze? - zapytała beznamiętnym tonem.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - warknął na nią, mając nadzieję, że ona wie, o kogo chodziło Voldemortowi.
- Ja...ja nie wiedziałam, profesorze. - Znowu spuściła głowę, wiedział, że nie będzie chciała z nim rozmawiać, ale on nie należał do ludzi, którzy szybko się poddawali. Wyciągnął w jej stronę dłoń i wycharczał:
- Zatańczymy?
 Ze zdziwieniem podała mu swoją dłoń, którą delikatnie ujął. Oboje poczuli dziwny dreszcz, ale żadne z nich nie chciało po sobie dać tego poznać. Poprowadził ją na parkiet w miejsce, gdzie było mało ludzi, którzy mogliby podsłuchać ich rozmowę.
- Granger – mruknął, obejmując ją lekko w talii. - Dlaczego Czarny Pan nazwał cię Riddle?
- I tak się wyda - mruknęła bardziej do siebie, niż niego. Podniosła brązowe oczy aby spojrzeć w czarne oczy nauczyciela - Nazwał mnie tak, ponieważ...jest moim wujem, a na dodatek chrzestnym. - Wiedziała, że go tym zaszokuje, rzecz jasna nie pomyliła się. 
- Jak to?
- Moja matka i on są rodzeństwem, wiem, dla mnie to też nadal niewiarygodne, ale jednak. - Lekko się do niego uśmiechnęła, nim okręcił ją w takt muzyki. Świetnie tańczył, z czystym sumieniem mogła to przyznać.
- Wiesz, że nadal będę musiał cię uczyć? - raczej stwierdził niż zapytał
- Oczywiście - szepnęła i odrobinę się do niego przysunęła Nie odsunął się, nie mógł, ten dziwny magnetyzm, który od niej bił, nie pozwolił mu na to.
 Do końca wieczoru Snape pilnował dziewczyny, jak tylko mógł najdyskretniej. Widział, jak kilku młodych mężczyzn oglądało się za nią, co wywołało u niego jakieś dziwne uczucia, ale na pewno nie była to zazdrość. Czuł się w pewien sposób za nią odpowiedzialny, a jak Severus Snape czuje się za coś odpowiedzialny, to pilnuje tego jak oka w głowie, nawet jeśli to irytująca panna Wiem-To-Wszystko Granger. No, a poza tym przyjemnie mu się na nią patrzyło.

środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 9 ,, Naznaczenie cz.1/2 ''


Rozdział sprawdzony przez side_of_sky za co bardzo, ale to bardzo jej dziękuje :*


Za długi to ten rozdział nie jest, ale postanowiłam potrzymać Was w niepewności do następnego... mam nadzieje, że mnie za to nie zjecie ;D

 ________________________
Na kolejnych wieczornych zajęciach dziewczyna uczyła się jak tworzyć fałszywe obrazy i podsuwać je nauczycielowi. Mimo że nigdy nie usłyszała pochwały z jego ust, stopień trudności, który ciągle podwyższał dawał jej do zrozumienia, że docenia jej ciężką pracę. Sama była z siebie dumna jak chyba jeszcze nigdy. Snape powoli przestawał jej dogryzać za każdy błąd, ale nadal pozostawał surowym i wymagającym nauczycielem. Nie miała mu tego za złe, w końcu przez lata przyzwyczaiła się do jego humorów. Mimo iż od zawsze go szanowała, to podczas tych dodatkowych zajęć jej szacunek nie tylko wzrósł, ale też zaczęła go podziwiać za sam sposób, w jaki podchodził do jej osoby gdy byli sam na sam. Hermiona zaczęła w nim dostrzegać kogoś na kształt mentora. Była mu bardzo wdzięczna, że poświęca jej swój cenny czas. Domyślała się, że musi być to dla niego trudne - godzić wszystkie zajęcia, jakimi był obarczony. Wiedziała, że to bardzo gryfoński sposób myślenia, ale wydawał jej się jak najbardziej słuszny.
 Dzień jej naznaczenia zbliżał się wielkimi krokami, dziewczyna ze wszystkich sił starała się o nim nie myśleć. Po prostu udawała, że nic się nie dzieje. Harry i Ron wydawali się być lekko zaniepokojeni tymi jej wieczornymi zniknięciami, ale zazwyczaj miała dla nich wymówkę w stylu ,,Muszę się przecież przygotowywać do egzaminów'' lub ,,Gdybyście przejmowali się swoją edukacją, też znikalibyście w bibliotece wieczorami''. Zazwyczaj jej wierzyli i zmieniali temat, byle by tylko nie dyskutować o nauce.
 Brown coraz jawniej obnosiła się ze swoimi uczuciami względem rudego, co już praktycznie Hermionie przestało przeszkadzać. Fakt faktem - nie znosiła blondynki, ale nie miała czasu na kłótnie na jej temat ze swoimi przyjaciółmi.
 Trzy dni przed naznaczeniem znów została wezwana. Nie miała bladego pojęcia o co chodzi, jednak ku jej uciesze, Czarny Pan wezwał ją tylko po to, aby poinformować ją, że z okazji jej przystąpienia do jego popleczników i z powodu tego, że jest jego chrześnicą, miał w planach urządzenie balu. Hermiona była tym obwieszczeniem niezwykle zaskoczona, a nawet wstrząśnięta. Nigdy nie posądziłaby jaszczura o tak zaskakujące pomysły, jak urządzenie balu na cześć członka swojej rodziny. Według Granger łączenie tych dwóch słów - „Voldemort” i „rodzina” - nigdy, ale to przenigdy do siebie nie pasowało.
 Zgodnie z zaleceniami swojego chrzestnego Hermiona wysłała list do matki, z którą już od dawna nie rozmawiała z prośbą o przysłanie jakiejś sukni. 
***

 Znajdowała w dworze Malfoyów. Oczywiście zdążyła poinformować Snape'a o tym, że Czarny Pan kazał jej przybyć wcześniej do posiadłości Lucjusza Malfoya. Nie miała bladego pojęcia, jaki był w tym wszystkim cel jaszczura, ale wiedziała, że już niedługo się dowie.
 Była przerażona i oszołomiona. Nawet nie zauważyła jak szybko minął wrzesień, zapomniała nawet o tym, iż jakiś czas temu osiągnęła pełnoletność.
 Dłonie jej drżały, a oddech był nierówny. Nagle do zajmowanego przez nią pokoju wkroczyła szczupła, wysoka kobieta o błękitnych oczach i włosach elegancko spiętych z tyłu głowy. Owa kobieta miała na sobie zieloną suknię, której tren ciągnął się za nią.
- Kim jesteś? - zapytała zdenerwowana dziewczyna, której umysł nie do końca pracował, tak jak powinien.
- Narcyza Malfoy. - Ton jej głosu był wyprany z emocji, tylko niebieskie oczy zdradzały przygnębienie i smutek. Panna Granger miała ogromną ochotę puknąć się w czoło za swoją głupotę. Ten stres całkowicie mnie ogłupia. - pomyślała szybko, podnosząc się ze swojego miejsca.
- O co chodzi, pani Malfoy? - udawała totalnie spokojną i poważną.
- Mam cię poinformować, panno Riddle, abyś zaczęła szykować się na przyjęcie. - Dziewczyna przytaknęła starszej kobiecie, a ta po chwili wyszła, nawet się za siebie nie oglądając.
 Brązowooka spojrzała na suknię leżącą na dużym, dwuosobowym łóżku. Nie przepadała z kolorem różowym, ale sukienka sama w sobie była zachwycająca.
Dziewczyna szybko porwała ją z łóżka i wmaszerowała do łazienki. Cóż, przygotowania zajęły jej około trzech godzin, co jak na pannę Granger było naprawdę długo.  Kiedy była już gotowa, kilka razy przejrzała się w ogromnym lustrze, które zajmowało praktycznie całą ścianę w wielkiej łazience. Musiała przyznać - wyglądała cudownie.

***

 Była prowadzona przez skrzata domowego do sali, w której jeszcze nigdy nie była. Serce waliło jej jak oszalałe, a nogi i dłonie drżały. Nie wiedziała co ją czeka, nie mogła przewidzieć przebiegu całego balu, a ponadto miała znaleźć się między ludźmi, którzy na każdym kroku próbowali zabić ją i jej przyjaciół. Zapowiada się bardzo długi wieczór... - szepnęła w myślach, kiedy tylko stanęła przed potężnymi, złoconymi, dwuskrzydłowymi drzwiami. W obecnej chwili czuła się podobnie zestresowana, jak podczas balu z okazji Turnieju Trójmagicznego. Żołądek zawiązał jej się w bolesny supeł, a w gardle utkwiła potężna kula powietrza, której nie mogła się pozbyć, choć próbowała. 
 Nagle drzwi otworzyły się. Poczuła nagły chłód, który przeszył jej ciało. Nie skrzywiła się, lecz jeszcze bardziej wyprostowała. Widziała tłumy ludzi ubranych w eleganckie szaty, którzy w tym jednym momencie zaprzestali swoich rozmów, aby spojrzeć na gościa honorowego. 
 Hermiona wzięła głęboki wdech, opanowała swoje myśli i ruchy. Cisza, która zaległa między zebranymi wcale jej nie pomagała - wręcz przeciwnie, peszyła ją i dekoncentrowała. Musiała się naprawdę wysilić, aby jej młoda, piękna twarz pozostała bez wyrazu. Kiedy udało jej się pokonać strome kamienne schody ludzie, którzy stali najbliżej niej zaczęli rozchodzić się na boki i uważnie przyglądać się jej twarzy. Widziała szok, który malował się w ich oczach, kiedy rozumieli, na kogo patrzą. 
 Oczywiście, że była śmiertelnie przerażona, praktycznie czuła, że za moment dostanie palpitacji serca i zejdzie z tego świata w tak nieciekawym towarzystwie. Oj, taki zgon nie za bardzo jej się uśmiechał. Gdyby mogła, na pewno potrząsnęłaby głową i warknęła ze złością na swoje głupie i nierozsądne myśli.
- Panie. - Uklękła przed obliczem swojego Pana.
- Córko, powstań. - rozkazał Voldemort głosem całkowicie wypranym z jakichkolwiek emocji
-//-
Co myślicie o kreacji Hermiony?

środa, 10 kwietnia 2013

Rozdział 8 - ,, Trening''

I znowu krótko i  bez bety ;/ 
Mam jednak nadzeje, że Wam się spodoba :D
________________
 Siedziała samotnie w opuszczonej szkolnej bibliotece. Mimo, iż w obecnej chwili odbywała się kolacja, dziewczyna nie mogła ruszyć się ze swojego miejsca. Jej głowa była strasznie ciężka i obolała, odnosiła wrażenie jakby za moment miała eksplodować. Myśli nie dawały jej spokoju, pragnęła zamknąć oczy i całkowicie odciąć się od realnego świata, jednak nie mogła tego zrobić, nie teraz, nie w tak istotnych momentach życia. Nigdy wcześniej nie posądziła by się o coś takiego, jak uczucie przegranej. Nie, ona nie mogła czuć się przegrana, musiała wierzyć, że wszystko da się jakoś naprawić. Zdawała sobie sprawę, że za kilkanaście dni odda swą wolność, a w zamian dostanie tylko ból, strach i potworną odrazę do samej siebie.
 Zatrzęsła się, jej ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Spojrzała obojętnie na książki, które w ciężkich chwilach zabierały ją w świat, w którym nie ma wojny, niema dobra i zła, a za to jest nauka i wiedza, której tak potrzebowała. Oplotła ramionami swoje ciało. Przymknęła powieki, wzięła głęboki wdech, a do jej nozdrzy doszedł cudowny zapach starych pergaminów. Mimo wolnie na jej usta wpłyną drobny uśmiech, który jednak szybko znikł.
 Spojrzała na ciasno zapięty na nadgarstku zegarek, wskazywał za pięć dziewiętnastą. Leniwym ruchem zebrała wszystkie swoje książki i powoli zaczęła odkładać je na odpowiednie półki. Podczas tej czynności Hermiona zastanawiała się nad przebiegiem zajęć ze Snapem, bądź, co bądź znała się nieco na obronie umysłu, ale Mistrze Elikirów był w tej dziedzinie znacznie lepszy - Harry często o tym mówił, gdy wracał od niego z ,,treningów ''; A dodatkowo dziewczyna miała kilka sekretów, o których on, a tym bardziej nikt inni nie mógł się dowiedzieć. Nigdy.
 Z grymasem niezadowolenia wypełzła z biblioteki. Maszerowała pustym szkolnym korytarzem, z cichą nadzieją, że nikogo nie spotkał, a zwłaszcza Harrego lub Rona. Nie chciała z nimi rozmawiać, na pewno nie teraz. Z bijącym sercem, przemaszerowała nieopodal Wielkiej Sali, którą zaczęli opuszczać uczniowie oraz nauczyciele. Przyglądała im się ukrytkiem, kryjąc się w cieniu korytarza, mając pewność, że nie zostanie przez nich zauważona. Nie zatrzymała się nawet na moment, ale też i nie przyśpieszyła.
 Gdy zbliżała się do gabinetu profesora Snape'a, jej ciałem wstrząsną silny dreszcz strachu, a dodatkowo zaczęło jej dziwacznie szumieć w uszach. Czuła jak adrenalina w jej żyłach podskakuje z każdym jej kolejnym krokiem. Nawet, nie zauważyła kiedy wstrzymała oddech; praktycznie już się dusiła, ale nie ważyła  zaczerpnąć świeżego powietrza do momentów, w którym stanęła przed ciemnymi dębowymi drzwiami.
 Automatycznie wygładziła szkolne szaty, które przez cały czas miała na sobie i lekko oblizała usta. Drżącą dłonią zapukała, a kiedy tylko usłyszała pozwolenie, przesiąknięte chłodem i sarkazmem, miała wielką ochotę uciec, ale nie zrobiła tego. Jej gryfońska natura na to nie pozwalała. Wślizgnęła się do jego gabinetu.
- Dobry wieczór. - Spojrzała na jego przygarbioną sylwetkę. Twarz profesora nie wyrażała żadnych emocji.
 Hermiona miała przez moment dziwnie wrażenie, że zaraz zemdleje ze zdenerwowania, jakie wywołała u nie postawa mężczyzny. Atmosfera w gabinecie była napięta, wręcz nieznośna. Dziewczyna przestępowała z nogi na nogę, modląc się w duchu aby w końcu się odezwał, żeby dał jaki kolwiek znak, że widzi, iż stawiał się na jego wezwanie.
- Siadaj. - Na Merlina - odetchnęła z ulgą, słysząc jego lodowaty ton.
 Bez zwłocznie zajęła miejsce na przeciwko niego, ale starała się na niego nie patrzeć i skupić swój umysł na jedynym celu, który musiała osiągnąć: Nie wpóścić go do mojej głowy! - powtarzała sobie w myślach, jak formułkę zaklęcia, które trzeba zapamiętać.
- Panno Granger.
 Wypóściła powietrze z płuc, podniosła powoli głowę. Jej oczy szybko napotkały jego oczy. Pierwszą reakcją, którą chciała wykonać, to spóścić głowę, a zaraz potem wstać i uciec. Nie mogła jednak tego zrobić, musiała być silna.
 Zacisnęła mocno wargi. Przez krótką chwilę mierzyli się na spojrzenia.
- Zapewne wież co cię czeka panno Granger? - Jego ton był drwiący, a oczy rzucały w nią gromami.
- Tak profesorze - przytaknęła mu.
 Nagle profesor podniósł się z krzesła i obchodząc do okoła swoje biurko, staną obok uczennicy, której ciało momentalnie się spięło, choć wyraz twarzy pozostał taki sam. Wiedział, że przygotowuje się na jego atak, ale zdawał sobie sprawę, że dziewczyna jest młoda i słaba, i że zbyt mocny atak może wywołać niechciane skutki uboczne takie jak np. utrata przytomności, a nawet śpiączka.
 Jednym machnięciem różdżki, przekręcił krzesło, na którym siedziała tak, że patrzyli na sobie. Jej oczy jednak pozostawały bez wyrazu, tak jakby wcale jej nie obchodziło to, że Naczelny Postrach Hogwardu może zobaczyć jej najbardziej skrywane sekrety.
- Nie będę delikatny Granger. - Wolał ją uprzedzić nim zaczną jej trening.
- Nie liczyłam na nic innego profesorze. - Odpowiedź dziewczyny naprawdę go zdziwiła, jednak nie miał najmniejszego zamiaru się tym przejmować, przynajmniej wiedział, że jest gotowa.  Jednym płynnym ruchem wycelował różdżką w swoją uczennicę i syknął niemal jednocześnie:
Legilimens!
 Nie spodziewała się aż tak mocnego ataku, ale była silna i zdeterminowana. Czuła jak napiera na jej bariery, którymi szczelnie otoczyła swoje wspomnienia. Musiała przyznać sama przed sobą, nawet Czarny Pan nie ingerował w jej myśli z taką siłą z jaką robił to Snape. Niemal całą sobą, usiłowała utrzymać bariery ochronne, zacisnęła boleśnie palce na swojej szacie. Chciała krzyczeć z bólu, którego nauczyciel jej przysparzał, ale wiedziała, że to jej nie pomorze, a tylko nasili jego atak.
- Dobrze Granger. - Z jej gardła wydarł się pisk gdy gwałtownie wyszedł z jej umysłu. Strasznie kręciło jej się głowie, z ledwością siedziała, ale pochwała z jego ust, była jak nagroda, dla której warto było cierpieć.
- Umiesz chronić wspomnienia, ale czy umiesz tworzyć fałszywe i je podsuwać temu, kto przetrząsa twój umysł? - uniósł pytająco prawą brew. 
- Nie profesorze  - szepnęła nadal czując się bardzo słaba, wręcz wykończona. 
- Masz, bo mi tu zaraz zemdlejesz - warkną, podając jej fiolkę z jakimś eliksirem, który wyją z kieszeni swojej szaty. Wzięła go i przyjrzała się jego zawartości, nie żeby nie ufała nauczycielowi, ale Snape to Snape...z nim nigdy nic nie wiadomo.
 Spojrzała na postać mężczyzny badawczo, a ten w odpowiedzi przewrócił teatralnie oczami, jakby chciał powiedzieć ,, Przecież cię nie otruje''. W końcu wypiła zawartość fioleczki i momętalnie poczuła się wyśmienicie.
- Dziękuje - mruknęła lekko rumieniąc się pod jego kpiącym uśmieszkiem.
- Jesteśmy kwita. - Odwrócił się na pięcie i znowu zają miejsce zza biurkiem. Dziewczyna cały czas mu się przyglądała.
- Jutro o tej samej porze - sarkną tylko i powrócił do sprawdzania esejów, które do tej pory zagracały jego duże mahoniowe biurko. Dziewczyna błyskawicznie podniosłą się z krzesła, odstawiając je tak jak stać powinno.  
- Dobranoc profesorze - powiedziała łagodnym tonem i nie czekając na odpowiedź wyszła.

sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 7 - ,, Nie wolno Ci''

 Za wszystkie błędy bardzo przepraszam, nadal szukam bety( tak jak mi radziłyście), ale jak mi się już uda na pewno poprawie wszystkie rozdziały :D
 ___________
- Hermiona - szepnął nagle Ron, znad swojego talerza, który był po brzegi wypełniony jedzeniem. Spojrzała na chłopaka znad czytanego podręcznika do numerologi.
- No wież....chcieliśmy Cię przeprosić. - Nagle szturchną łokciem Harrego, który szybko odwrócił się w stronę dziewczyny i chłopaka.
- Tak właśnie. - Zielonooki spuścił oczy ze zdziwionej twarzy przyjaciółki. - Przemyślałem sobie wszystko i zrozumiałem, że ty też masz swoje problemy. - Chłopak mówił cicho, ale widać było, że naprawdę jest mu przykro. Przyjaciółka położyła mu dłoń na ramieniu, ale nie odezwała się ani słowem. Zdawała sobie sprawę, że nie musi mu nic mówić, wiedziała, że rozumie.
 Twarz chłopaka odrazu wypogodniała, tak samo jak twarz rudego. Momentalnie obaj chłopcy przylgnęli do dziewczyny, której twarz lekko się zarumieniła. Spojrzała na stół nauczycielski, jej brązowe oczy napotkały lodowate spojrzenia Mistrza Eliksirów. Zmrużyła powieki ostrzegawczo, ale utrzymywała kontakt wzrokowy, usiłując wedrzeć się do jego umysłu. Wiedziała, że to bardzo nierozsądne i głupie posunięcie jakie tylko mogło być. Ponad to niemiała bladego pojęcia poco właściwie to robi.
 Widziała jak jego twarz wykrzywia się w grymas złości. Zamknęła szybko oczy i oderwała się od chłopców.
- Pomożesz nam z tymi całymi Horakruksami? - zagadną Potter.
- Taaak - odetchnęła głęboko - Tylko jak znajdę trochę czasu - dodała podnosząc się ze swojego miejsca. - Muszę lecieć, Snape wlepił mi dziś szlaban. - Wykrzywiła wargi w smutnym uśmiechu.
- Dobrze, tylko jak wrócisz to odrazu nas o tym poinformuj - powiedział rudy pochylając się od swoim talerzem.
- Postaram się. - Zadrżała z przerażeniem, na samą myśl o spotkaniu z naczelnym postrachem hogwardu, po tym jak chciała włamać się do jego umysłu.
***
 Serce tłukło jej się w piersi, a oddech był płytki. Każdy jej krok był wolny, ale pewny. Wyglądała jakby szła na ścięcie, jej twarz była śmiertelnie poważna. Czuła jak chłód, który zawsze panował w lochach nasilał się z minuty, na minutę. Z całych sił zbierała wszystkie swoje myśli, nie miała pewności, czy aby Voldemort jej nie sprawdza przy pomocy Snape'a. Zdawała sobie sprawę, że musi być bardzo ostrożna, że każde jej słowo, gest, mimika może być dla niej wyrokiem śmierci.
  Stanęła przed drzwiami do jego gabinety, zapukała.
- Wejść - lodowate pozwolenie wywołał u niej kolejną falę niepewności, która całkowicie ją zalała
 Do pomieszczenia wślizgnęła się bezszelestnie. Uniosła wysoko głowę, tak aby móc spojrzeć na swojego profesora. Zacisnęła drobne dłonie w pięść.
- Dobry wieczór - prychnęła podchodząc do mężczyzny, siedzącego zza biurkiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Siadaj Granger - sykną wściekły - Co to miało być? - zawarczał nim zdążyła zająć swoje miejsce.
- Nie mam pojęcia o czym pan mówi profesorze. - Wzruszyła ramieniem, postanowiła grać kompletną idiotkę, którą na pewno nie była.
- Nie udawaj, że nie wiesz. - Poczuła jak próbuje wejść do jej umysły, skutecznie go powstrzymała zaciskając zęby z determinacji i wysiłku. Spojrzała mu głęboko w oczy i ostatkiem sił całkowicie wypchnęła go ze swojej głowy.
- Niech pan tego więcej nie robi! - krzyknęła gniewnie.
- 10 punktów od gryfinodru, za podnoszenie głosu na nauczyciela - parskną lekko zdziwiony jej dużymi umiejętnościami w dziedzinie Okulminacji. - A teraz gadaj, dlaczego wczoraj wieczorem byłaś wśród Śmierciożerców? - Postanowił narazie pominąć incydent, który miał miejsce w WS.
- Wiem, że to test - warknęła - Nie mam zamiaru się tłumaczyć - dodała szybko.
- Jaki znowu test Granger? - uniósł pytająco prawą brew.
- Jak to jaki, Czarny Pan na pewno kazał panu mnie przetestować, czy jestem lojalna - wypluła z siebie, a na jej rumianej twarzy pojawił się grymas gniewu.
- Mogę przysiąść, że to nie żaden test panno Granger - mówił spokojnie, acz tonem całkowicie wypranym z emocji. Nie była pewna jego słów, czuła, że mogła mu wierzyć, ale położenie, w którym się znalazła, stawiała ją w niepewnej sytuacji. Westchnęła nie spuszczając oczu z nauczyciela.
- Co pan chce wiedzieć? - była zrezygnowana, nie miała już siły na kłótnie i unikanie tematu, który jak sądziła będzie ciągle roztrząsany.
- Co tam wczoraj robiłaś panno Granger?
- Wczoraj było drugie spotkanie wewnętrznego kręgu, na którym uczestniczyłam - zaczęła powoli mówić, a jej głos nawet nie zadrżał, co było dla niej miłym zaskoczeniem. Opowiedziała mu po krótce  o swoich treningach z Voldemortem i o tym, że za niecałe dwa tygodnie zostanie naznaczona. Twarz profesora była nieprzenikniona, ale oczy, oczy zdradzały w jakim dużym szoku był gdy mówiła o swojej sytuacji.
- Wieże. - Wzięła głęboki wdech - Że pan profesor nikomu o tym nie powie.
- Granger - sykną - Dumbledor, musi się o tym dowiedzieć. - Zdawał sobie sprawę, pod jaką presją będzie dziewczyna kiedy tylko dyrektor dowie się o jej przynależności do Śmierciożerców. Zdawał sobie sprawę też z tego, że ,, władza'', którą miała nad Czarnym Panem, (co było dla niego nadal kwestią niewyjaśnioną) nasili nachalność Albusa.
 Zaczął masować obolałe skronie, jednocześnie zamykając oczy z cichym westchnieniem.
- Nie wolno ci ! - krzyknęła zrywając się nagle z krzesła
- Nie wydaje mi się - warknął - po za tym nie przypominam sobie abyśmy przechodzili na Ty - jego ton był oschły i wyprany z emocji.
- Jak pan może, jeśli co kolwiek powie pan dyrektorowi to... - Rzuciła mu groźne spojrzenie.
 Nie wytrzymał, zerwał się ze swojego miejsca, zbliżył do niej i chwycił ją mocno za ramiona. Zaczął potrząsać jej drobnym ciałem.
- Czy ty nie rozumiesz powagi sytuacji Granger? - mówił wściekle.
- Doskonale rozumiem. - Wyrwała się masując obolałe miejsca - I nie mam zamiaru...a tak wogóle dlaczego pan chce iść z tym do dyrektora? - przymrużyła powieki lustrując Mistrza Eliksirów ostrym spojrzeniem
- Mam swoje powody, nie twoja sprawa!
- A właśnie, że moja! - Nie dawała za wygraną - Skoro jest pan Śmierciożercą i sługą Czarnego Pana... - jej oczy momentalnie rozszerzyły się, a usta lekko się rozchyliły - Czy to znaczy, że jest pan...
- Zamknij się panno Granger. - Wiedziała co chciał przez to powiedzieć.
  Była zdumiona swoim niebywałym odkryciem. Serce zamarło w jej piersi, spojrzała na nauczyciela tym razem łagodniej.
- Od jutra - zaczął jadowitym tonem - Zaczynamy dodatkowe lekcje. - Nie mógł pozwolić aby dziewczyna wydała go przed jaszczurem, w takim wypadku...narazie nie chciał nad tym myśleć, co jak na niego było dziwne. Spojrzał na dziewczynę badawczo, przez chwilę żadne z nich nie odezwała się ani słowem. Mierzyli się tylko groźnymi spojrzeniami.
- Dobranoc - mruknęła w końcu i ruszyła do drzwi, przy których zatrzymała się gwałtownie - Liczę, że ta rozmowa i pańska wiedza zostanie między nami?
 Kiwną nieznacznie głową. Postanowił trochę poczekać. Nie zamierzał jednak być bierny w poczynaniach Granger, nawet jeżeli miało by to oznaczać spędzenie z nią więcej czasu niż by sobie życzył.