sobota, 30 marca 2013
piątek, 29 marca 2013
Rozdział 5 - ,, Kara''
Wiem, że dziś krótko, no ale jest...
No, a po za tym wesołych Świąt Wielkiejnocy ;D
No, a po za tym wesołych Świąt Wielkiejnocy ;D
____________________
Czerwone oczy Voldemorta zaiskrzyły się groźnie. Zakapturzona postać sunęła powoli przed siebie, była niewzruszony, a jej ruchy były pozbawione wszelkiej niepewności. Wydawało się, że obecność Czarnego Pana nie robi na niej najmniejszego wrażenia.Severus wiedział doskonale czego jego drugi pan od niego żąda, jednak nie był jeszcze gotowy na tak szybkie spotkanie. Miał wiele spraw na głowie, które nie pozwalały mu na wykonanie powierzonego zadania. Po za tym, miał czas wyznaczony do końca bieżącego miesiąca, więc natarczywość jaszczura, jak sądził wynikała z tego, iż coraz bardziej zaczynał obawiać się Dumbledore i Pottera. Nie umkną mu fakt, że w ich kręgu znalazł się nowy członek. Zaczął się nawet zastanawiać kiedy dołączył do wewnętrznego kręgu, biorąc pod uwagę to, że praktycznie przez całą przerwę wakacyjną Voldemort nie zwołał żadnego zebrania. Gdyby mógł potrząsną by głową, chcąc odpędzić od siebie wszystkie niepotrzebne myśli. Szybko ukrył wspomnienia dotyczące Zakonu Feniksa i wieczornych rozmów z Dumbledore. Wszystko to, czego Mroczny Lord nie mógł się dowiedzieć.
Klękną przed obliczem swojego pana, a ten po chwili sykną gniewnie:
- Powstań, co masz dla mnie sługo? - pytanie było czysto retorycznie, Snape wiedział, że za moment wedrze się do jego umysłu i sam sobie odpowie.
Hermiona obserwowała dokładnie rozgrywającą się przed nią scenę, czuła się trochę jak by oglądała przedstawienie, którego nieoczekiwany zwrot akcji wbił ją w siedzenie. Nie mogła uwierzyć, że jej nauczyciel OPCM jest śmierciojadem. To nie mieściło jej się w głowie, czuła się ogłupiała, sama do końca nie wierzyła własnym zmysłom i odczuciom. Czuła, że jest coś, o czym niema bladego pojęcia, bo niby jakim sposobem tak potężny czarodziej jakim był bez wątpienia Albus Dumbledore, dawał się tak łatwo wodzić za nos człowiekowi, z którym pracował tyle lat. Musiała jednak przyznać, że Mistrz Eliksirów był znakomitym aktorem, nawet teraz mogła to zauważyć, jednak nie zmieniało to faktu, iż nie mógł przez tak długi czas zwodzić samego wielkiego dyrektora szkoły.
- Severusieee! - zagrzmiał rozwścieczony Lord, podrywając się ze swojego kamiennego tronu - Jestem wielce rozczarowany twoim traceniem czasu, który jest dla mnie niezwykle cenny - syczał wściekle, mierząc niewzruszonego sługę groźnym spojrzeniem.
- Panie - odezwał się potulnym głosem, ale nie odbierając mu swojej mocy - Dumbledore naciska na mnie...
- To nic nie zmienia sługo, musisz zostać przykładnie ukarany. - Oczy Voldemorta, powędrowały w stronę zgromadzonych dla podkreślenia ważności jego słów.
- Cruciatus! - krzykną
Snape upadł, wijąc się, ale z jego gardła nie wydobył się ani jeden dźwięk, nawet syk. Hermiona przeraziła się, ale jej instynkt nie pozwolił ruszyć się ze swojego miejsca, jedyne co mogła zrobić to patrzeć i modlić się, że na tym skończy. Jednak nie, to było zbyt mało.
- Sectumsempra! - Z gardła wijącego się śmierciożercy wydał się głęboki, gardłowy krzyk. Po kamiennej podłodze w mgnieniu oka zaczęły spływać strugi krwi. Brązowooka otworzyła szeroko oczy. Nie mogła dłużej na to patrzeć, może i go nie lubiła, ale szanowała. Nie chciała patrzeć jak wykrwawia się u stóp Czarnoksiężnika, wiedziała, że i ona będzie cierpieć, ale miała pewność, że jej nie zabije.
- Stop! - krzyknęła podrywając się z krzesła, na którym dotychczas siedziała. Zebrała w sobie całą gryfińską odwagę i uniosła wysoko głowę.
Wszyscy zebrani zamarli, Voldemort przestał torturować nieszczęśnika.
- CO! - wrzasną i jednym machnięciem różdżki przywołał do siebie ciało dziewczyny.
Z impetem uderzyła o podłogę, a z jej gardła wydarło się stłumione jęknięcie bólu.
- Zostawcie nas - warkną rozwścieczony bladolicy.
Śmierciożercy w jednej sekundzie ulotnili się z sali, zostawiając ich samych. Dziewczyna spojrzała na nieruchome ciało nauczyciela, wzięła głęboki wdech i podniosła się.
- Co to ma znaczyć? - sykną podchodząc do niej i zdzierając jej maskę z twarzy
- Nie pozwolę byś go zabił - syknęła siląc się na spokój, mimo że całe jej ciało drżało z przerażenia.
- Za coś takiego mogę cię tylko ZABIĆ - uderzył ją kościstą dłonią w twarz z taką siłą, iż zatoczyła się i upadła obok Snape'a.
- Nie zrobisz tego, jestem ci zbyt potrzebna - mówiła mimo, że łzy cisnęły jej się boleśnie do oczu, a policzek piekł niemiłosierni - Bezemnie nie dowiesz się o planach Pottera - starała się mówić dobitnie i śmiertelnie poważnie.
- Tak, ale kara cię nie ominie - po chwili poczuła jak jej ciało jest rozrywane na miliony kawałeczków, z jej gardła wydarł się krzyk bólu, po policzkach ciekły jej łzy, jednak ku radości dziewczyny, klątwa nie trwała długo, zaledwie kilka sekund później poczuła jak potworny ból ją opuszcza. Ostatkiem sił podniosła się do pozycji siedzącej.
- Jeśli tak martwisz się o Severusa, wylecz go - zasyczał Voldemort, a po chwili zostawił ich samych sobie.
***
Zdołała wyleczyć jego rany, ale nadal by nieprzytomny. Oczywiście, że nie zamierzała się ujawnić, przecież było by to jak wyrok śmierci. Patrząc na niego, próbowała jakoś ogarnąć fakt, że opiekun domu węża, a Mistrz Elikirów i dodatkowo jej nauczyciele, jest sługusem jej największego wroga, z którym jest spokrewniona. To odkrycie potwornie ją bolało i nie pozwalało zapomnieć, o tym że i ona już niedługo stanie się jego pełnoprawnym sługą.Poczuła jak łzy bezsilności spływają powoli po jej rumianych policzkach. Nim zdążyła się powstrzymać, przeciągnęła opuszkami palców po policzku Snape'a nie drgnął tak jej się przynajmniej wydawało. Spojrzała zmęczona na zegarek wiszący w jej prywatnym pokoju, który mieścił się w dworze Malfoy'ów.
- Jak późno - szepnęła.
Przywołała do siebie kawałek pergaminu i pióro, zaczęła szybko pisać. ,, Wyleczyłam Cię, jesteś w dworze Malfoy'ów '' - wiedziała, że gdy się obudzi nie będzie zbyt dokładnie wszystkiego pamiętał. Z westchnieniem wcisnęła mu świstek w chłodną dłoń i szybko wycofała się z pomieszczenia, zostawiając go samego sobie.
poniedziałek, 25 marca 2013
Rozdział 4 - ,, Dyrektor i wezwanie''
Ślicznie proszę, kochane czytelniczki głosujcie na tytuł, który wam się podoba ;D Bo ja nie mogę się zdecydować...
__________________________
Przez kolejny tydzień, dziewczyna chodziła jak struta. Mimo, że na lekcjach nie straciła swojej aktywności, to jednak uczniowie tak jak i nauczyciele zauważyli, że chodzi przygnębiona i strasznie zamyślona. Takie zachowanie nie było do niej podobne. Dla dziewczyny nie było w tym nic dziwnego, ponieważ przez cały ten czas obawiała się wezwania. Bała się, że któregoś wieczoru poczuje ten nieprzyjemny ucisk w czaszce i zmuszona będzie oglądać beznosą twarz jaszczura, której szczerze nienawidziła. Z niepokojem oczekiwała swojego naznaczenie, które zbliżało się wielkimi krokami. Pragnęła ćwiczyć swój umysł, ale nie mogła przełamać się i zdecydować się poprosić dyrektora o pomoc.Nadeszła upragniona sobota. Uczniowie korzystali z ostatnich ciepłych dni, spędzając każdą swoją wolną chwilę na szkolnych błoniach. Tylko niejaka panna Granger siedziała zakopana w stosach książek, szukając sposobu na samoistne uczenie się Legitimencji i Okulminacji. Niestety w szkolnych księgach praktycznie wcale nie było informacji na ten temat.
Zacisnęła wargi, już zdecydowała. Nerwowymi ruchami zaczęła zbierać wszystkie książki, które do tej chwili ją otaczały. Dość pośpiesznie zaczęła je odkładać na odpowiednie półki. Była tak zajęta tą czynnością, że nie zauważyła przeszkody, którą był jej nauczyciel OPCM. Z impetem wpadła na niego, ale w ostatniej chwili zdążył ją złapać za oba nadgarstki, tym samym ochraniając przed bolesnym upadkiem.
- Bardzo przepraszam profesorze - zapiszczała przestraszona.
- Panna Granger, jak zawsze niezdarna - zironizował wypuszczając jej nadgarstki z niezwykle mocnego uścisku. - 10 punktów od gryfindoru za nie uwagę - dodał całkowicie obojętnym tonem.
- Ależ profesorze - zapiszczała nim zdążyła ugryźć się w język.
- Czy ty chcesz ze mną dyskutować panno Granger? - Uniósł pytająco prawą brew.
- Oczywiście, że nie sir - wymamrotała spuszczając głowę ze zrezygnowaniem.
W odpowiedzi dostała tylko prychnięcie, a chwilę później obserwowała go znikającego za wysokim regałem. Wzięła głęboki wdech. Potrząsnęła głową i szybko udała się do gabinetu dyrektora z nadzieją, że staruszek jej pomorze.
***
Stała przed kamienną chimerą i przeklinając się w myślach. Bo niby jak miała wejść do gabinetu Dumbledore, skoro nie znała hasła. Zgrzytając zębami, przestępowała z nogi na nogę, uślinię myśląc nad jakimś hasłem. Była zła na siebie i swoja głupotę. Jak mogła nie pomyśleć o tym wcześniej.
- Dzień dobry panno Granger, co panna tu robi? - Usłyszała nagle zza plecami wesoły, acz zmęczony głos człowieka, do którego właśnie usiłowała się dostać.- Dzień dobry. - Kiwnęła staruszkowi - Bo ja właśnie...chciałam z panem porozmawiać - powiedziała poważnym głosem, który nie zdradzał żadnych niepotrzebnych emocji.
- Ze mną? - zdziwił się podchodząc do niej, dość szybko jak na swoje sto pięćdziesiąt lat.
Kiwnęła szybko głową, uśmiechnął się do niej słabo, a chwilę później wypowiedział hasło, na dźwięk którego posąg odsuną się na bok ukazując spiralne schody, prowadzące do gabinetu starego czarodzieja. Hermiona odczekała dłuższą chwilę nim ruszyła za nim. Musiała zebrać wszystkie swoje myśli i jakoś je posklejać. Chciała przekonać dyrektora do tych dodatkowych lekcji, które bardzo ułatwiły by jej uporanie się z zaistniałymi problemami.
Weszli do dużego pomieszczenia, półki wypełnione były pergaminami i zakurzonymi księgami. Przez duże okno, znajdujące się na wschodniej ścianie wpadały ciepłe promienie słońca. Na środku gabinetu stało potężne dębowe biurko, zagracone różnymi papierami. Jak przypuszczała, były to dokumenty dotyczące szkoły.
- Proszę usiądź - wskazał jej miejsce przed swoim biurkiem.
- Dziękuje - mruknęła zajmując wyznaczone miejsce. Zaczęła się bez czynnie w niego wpatrywać, z cichą nadzieją, że on zacznie jakoś ich rozmowę.
- O co chodzi panno Granger? - zapytał miłym i uprzejmym tonem.
- Panie dyrektorze, chciała bym prosić pana o lekcje z Okulimniacji i Legitimencji - odezwała się poważnym tonem
- Co!? - był naprawdę zdziwiony jej prośbą.
- Chciała bym mieć lekcje z ... - Nagle wpadł jej w słowo.
- Ale dlaczego, panno Granger? - był zaniepokojony.
- Są mi one bardzo potrzebne, jednak nie mogę zdradzić powodu mojej prośby. - Nawet na moment nie spuściła z niego poważnego spojrzenia, które ukazywało jej determinację w osiągnięcia swojego celu.
- Do czego Hermiono?
- Nie mogę powiedzieć, zgadza się pan, czy nie?
- Ja niestety nie mogę ci pomóc, ale może gdybyś poszła do profesora Snape'a... - westchną czując, że dziewczyna wpakowała się w jakieś kłopoty, ale wiedział też, że nie wyciągnie od niej tego. Musiał ustąpić przynajmniej teraz, gdyż miał wiele swoich problemów, z którymi musiał się uporać.
- Dobrze, spróbuje - westchnęła, zastanawiając się dlaczego wcześnie nie pomyślała o nauczycielu Obrony, przecież to było oczywiście, że zajmował się Czarną Magią.
- Dziękuje za pomoc i do widzenia - dodała podnosząc się ze swojego miejsca.
- Panno Granger, gdyby coś się działo, to proszę mnie o tym powiadomić, do widzenia - mówił spokojnie, ale jego spojrzenie wyrażało niepokój o nią.
Kiwnęła krótko głową z zamiarem szybkiego opuszczenia jego gabinetu. Nie, nie zamierzała iść dziś do profesora OPCM, dziś nie była do tego zdolna. Jednak postanowiła zrobić to jak najszybciej, czyli w najbliższym czasie.
***
Kolacja. Do okoła panował ogólny gwar i wesoła atmosfera. Uczniowie śmiali się, a w powietrzu unosiły się różne smakowite zapachy, które każdego zachęcały do spróbowanie pyszności, przygotowanych przez skrzaty domowe.
- Już nie mogę doczekać się swojego pierwszego meczu - szczebiotał Ron pomiędzy kolejnymi gryzami kanapki z szynką.
Hermiona praktycznie się nie odzywała, tylko wodziła nieprzytomnym wzrokiem po wszystkich zebranych. Co pewien czas jej oczy zatrzymywały się na Mistrzu Eliksirów, który z grymasem niezadowolenia jadł swoją kolację.
- Wiecie co?! - odezwał się nagle Harry przerywając tym samym głębokie przemyślenia Hermiony.
- Co? - zapytał rudy i wepchną sobie do ust ostatni kawałek kanapki.
- Dumbledor wspominał mi coś o jakiś horakruksach. - Spojrzał na brązowooką i kontynuował - Hermi czy mogła być coś o nich znaleźć w bibliotece? - zapytał z nadzieją.
Nagle dziewczyna poczuła znajomy ucisk, niewiele myśląc zerwała się z miejsca i pomknęła w stronę wyjścia, tym samym sprowadzając na siebie mnóstwo zdziwionych spojrzeń.
Biegła długim szkolnym korytarzem, była przerażona. Serce jej waliło jak oszalałe, zastanawiała się też po co ją wezwał, dlaczego teraz?
Biegła długim szkolnym korytarzem, była przerażona. Serce jej waliło jak oszalałe, zastanawiała się też po co ją wezwał, dlaczego teraz?
- Cholera - zawarczała kiedy nagle przypomniała sobie o tych całych Horakruksach, o których wspominał jej chłopak. Z całej siły próbowała zachować te wspomnienie głęboko, głęboko, tak aby Czarny Pan go nie odnalazł.
Wpadła do DD. Jednym machnięciem różdżki na jej łóżko pojawiło się przebranie śmierciożercy. Szybko się w nie przebrała i tak jak za pierwszym razem, pod zaklęciem kameleona udało jej się wydostać z zamku nie zauważenie. Aportowała się do posiadłości Malofy'ów. Spieszyła się, nie chciała się spóźnić. Opanowała swój oddech i bolesne kołatanie serca. Starała się aby jej twarz przybrała obojętny wyraz. I tak jak za pierwszym razem dostała się do sali zebrań.
- Witaj panie - podeszła do jaszczura kłaniając mu się niemal dotykając nosem swoich kolan.
- Witaj córko - zagrzmiał i gestem dłoni kazał jej zając, jej stałe już miejsce.
- No moi drodzy - zaczął mrukliwym tonem
Spięła się momentalnie, ale starała się tego po sobie nie pokazywać.
- Severusie - zaskrzeczał groźnie
Hermiona zbladła momentalnie, widząc jak jeden z zamaskowanych śmierciojadów podnosi się ze swojego miejsce. To nie możliwe, Snape jest śmierciożercą? - była oszołomiona
- Tak mój panie? - stanął przed jego obliczem kłaniając się nisko.
Teraz była pewno, ten głos...to z pewnością był Snape...
-//-
Mam nadzeje, że się podobało ;D
czwartek, 21 marca 2013
Rozdział 3 - ,, Ktoś musi mnie szkolić ''
Tak kochane czytelniczki, właśnie chodziło o Lekcje elikisrów ;*
_________________
Po skończonych lekcjach, Hermiona szybko udała się do biblioteki aby zająć się zadanymi esejami. Z całą pewnością wolała to, niż siedzenie z Harrym i Ronem, który bez opamiętania gadali o Quiddichu. Nie lubiła tego sportu, może dlatego, że był czasami bardzo brutalny, a może wynikało to z faktu, iż go po prostu nie rozumiała. Mimo to, nigdy nie opuściła ani jednego meczu, w którym grali zawodnicy z domu Gryfa.Z westchnieniem weszła do dużego pomieszczenia, nie była zdziwiona tym, że było tu zaledwie trzy-cztery osoby. W jej mniemaniu taki stan rzeczy była zapewne korzystniejszy, a choćby dlatego, że w tym miejscu zawsze było cicho i spokojnie. Tak, na pewno to był jeden z wielu plusów szkolnej biblioteki.
Hermiona, spacerowała między regałami w poszukiwaniu odpowiednich książek, który miały jej pomóc w odrobieniu pracy domowej. Co chwilę zatrzymywała się przy danym regale i szybko wybierała z niego potrzebny tom, szczerze mówiąc nie musiała nawet patrzeć na ich tytuły, ponieważ niemal perfekcyjnie znała położenie każdej książki, jaka znajdowała się w tym miejscu.
Wybrała mały stolik w kącie pomieszczenia, lubiła pracować w samotności, zdala od ludzi i ich ciekawskich spojrzeń. Mimo, że jeszcze dwa miesiące temu była wesołął młodą dziewczyną, to wydarzenie, który miały miejsce podczas wakacji, drastycznie ją zmieniły. Bolało ją to, ale musiała z tym żyć. Musiała być bardzo ostrożna, musiała zniechęcić do siebie Harrego i Rona. W obecnej sytuacji, takie rozwiązanie wydawało jej się najkorzystniejsze dla chłopaka i całej wojny. Nie obchodziło ją, że może narazić się na gniew Czarnego Pana, była pewna, że nie będzie skory do przelewania krwi Riddl'ów, jednak nie była przygotowana na zaklęcia torturujące. Miała świadomość, że nie raz zostanie nimi potraktowana.
Westchnęła ciężko, miała dość swoich mrocznych myśli. Postanowiła całkowicie skupić się na pracach domowych i narazie niczym się nie przejmować.
***
- Hermiona! - do PW wpadł zdyszany Ron, na którego twarzy malowała się radość
- Co się stało? - zapytała podnosząc głowę z nad czytanej książki.
- Jutro są eliminacje do drużyny liczę, że będziesz mnie kibicować. - Uśmiechną się wesoło i klapną obok niej, na czerwoną lekko wytartą kanapę.
- Jasne, jak mogła bym to przegapić - mruknęła z lekkim przekąsem, ale mimo wszystko uśmiechała się do niego wesoło
- Super. - Odetchną kilka razy, za nim ponownie się odezwał - Słyszałaś, że Harry miał nam coś ważnego przekazać? - zagadną dziewczynę, która zdążyła znowu zagłębić się w zajmującą lekturze. Poderwała szybko głowę, a z jej gardła wyrwał się dziki pisk:
- Jak to? Co? - przestraszyła się
- No bo, gdy poszłaś do biblioteki, Harry został wezwany przez Dumbledore - rudy wydawał się być całkiem spokojny - No i kiedy wrócił obiecał, że nam coś powie, ale jak narazie gdzieś znikną.- Ostatnie zdanie rudzielec niemal wymamrotał z niezadowoleniem wymalowanym na czerwonej, piegowatej twarzy.
- Cóż, nie wiem o co chodzi, ale teraz jestem naprawdę bardzo zajęta - warknęła dziewczyna.
- Oki, tylko się nie denerwuj, już mnie nie ma. - Chłopak poderwał się szybko z kanapy i znikną za portretem Grubej Damy.
Brązowooka, odrazu zapomniała o książce, którą trzymała na kolanach. Informacje, które otrzymała od Rona bardzo ją zaniepokoiły, ale nie chciała nad tym myśleć. Może i była ciekawa, czego też się Harry dowiedział, ale bała się, że może być to naprawdę coś ważnego.
Zacisnęła szczęki. Musiała podszkolić się w Oklumencji, ale nie miała żadnego potencjalnego nauczyciela, który choć trochę mógłby ją podszkolić. Jak by nie patrzeć, większość uczniów nie miała pojęcia o istnieniu takiego zaklęcia, na nawet jak już wiedział, nie miał za grosz umiejętności aby się tego samemu nauczyć. Westchnęła zirytowana swoim beznadziejnym położeniem. Nigdy nie przypuszczała, że znajdzie się w sytuacji bez wyjścia.
Zatrzasnęła książkę, jednocześnie rzucając chłodne spojrzenia uczniom, którzy spoglądali na nią ukradkiem. Potrzebny mi nauczyciel! - warknęła w myślach podnosząc się ze swojego miejsca Ewentualnie, mogła bym unikać Harrego i Rona, przynajmniej do czasu - westchnęła po raz kolejny i udała się do DD, nie miała najmniejszej ochoty schodzić na kolację.
***
Kolejny dzień nie przyniósł żadnych odpowiedzi dla udręczonej Hermiony, która stała się bardzo milcząca i skryta. Wiele osób to za uwarzyło, ale żadna z ty osób nie miała bladego pojęcia co dzieje się w jej zbolałym umyśle. Dziewczyna nie potrafiła dobrze skrywać swoich uczuć, choć cały czas to ćwiczyła, dążąc do perfekcji. Nie chciała widzieć tych litościwych spojrzeń jej przyjaciół, a tym bardziej słyszeć ich zmartwionych głosów. Jednak mimo to starała się być tą samą Hermioną Granger, którą dotąd była lub, za którą była uważana. Niestety zdążyła dowiedzieć się o celu wizyty Pottera u dyrektora, o tym co widział w myślosiewni. Czuła, że te informacje się cenne dla Voldemorta, dlatego też postanowiła w najbliższym czasie iść do Dumbledora i poprosić o lekcje z Oklumencji. Nie, niemiała zamiaru mówić mu o swojej przynależności do śmierciojadów, co to, to nie.
Na kwalifikacjach oczywiście pojawiła się aby kibicować przyjacielowi, przecież mu to obiecała. Fakt obecność Brown bardzo ją denerwowała, ale wiedziała, że musi to zaakceptować ze względu na ich przyjaźń. Widziała spojrzenia, które rzucał jej McLaggen. Och jak ona go nie znosiła, a do tego był znacznie lepszy od jej przyjaciela. Cóż dziewczyna iście po ślizgońsku, przy pomocy prostego zaklęcia Confundus pogrzebała szanse natrętnego gryfona za zwycięstwo. Tak wiedziała, że było to perfidne zagranie jednak nie miała wyrzutów sumienia.
***
- Hej znacie takie zaklęcie - zawołał nagle Harry podsuwając pod nos Hermiony podręcznik od elikisrów - Sectumsempra- Nie i nie chce. - Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem wymalowanym na twarzy, jednocześnie zwijając gazetę, którą właśnie przeglądała.
- Powinieneś zmądrzeć i oddać tę książkę - dodała spuszczając z niego wzrok
- Daj spokój Hermiona, on jest najlepszy, nawet lepszy niż ty. Slughorn uważa go za geniusza - z sarkazmem odezwał się Ron, który do tego momentu rozkoszował się przyjęciem do drużyny. Hermiona spojrzała na rudego z nienawiścią. Miała ogromną ochotę coś mu powiedzieć, ale szybko zdołała ugryźć się w język i przemilczeć jego zniewagę.
- A wiadomo czyja to książka? - zagadnęła dziewczyna, chcąc wsiąść tom od zaczytanego Harrego
- Nie. - Zielonooki poderwał się ze swojego miejsca i zaczął po prostu uciekać przed idącą w jego stronę Hermionę
- Nie wygłupiaj się, prawie śpisz z tą książką - zasyczała gniewnie
Nagle Ginny, która siedziała z Deanem na fotelu przy kominku, szybko wyrwała chłopakowi książkę z dłonie i błyskawicznie przeczytała:
- Książę Półkrwi
- Kto? - Hermiona zmrużyła oczy spoglądając na książkę
- To własność Księcia Półkrwi - powiedziała Ginny zerkając na czarnowłosego z dużym zaciekawianiem.
- Nie wiem kto to - powiedział Potter i kiedy zabrał książkę rudej, wybiegł z PW. Brązowooka zamrugała zdumiona zachowaniem chłopaka, ale postanowiła się tym nie przejmować.
- Musze lecieć - mruknęła Granger i ona także ulotniła się z pomieszczenia.
sobota, 16 marca 2013
Rozdział 2 - ,, Nie mogę! ''
W rozdziale drugim są wykorzystane dialogi z ekranizacji,, Księcia Półkrwi'' Ciekawa jestem czy je znajdziecie ;D
______
Kolejny dzień przyszedł zbyt szybko. Hermiona nawet nie zdążyła porządnie się wyspać, a już zmuszona była do wstania. Wydarzenia ze wczorajszego wieczoru uderzyły w nią gwałtownie, w momencie kiedy przypomniała sobie o swoim zadaniu, jęknęła żałośnie. To wszystko było ponad jej siły. Zdawała sobie sprawę z faktu, iż powinna pójść z tym do Dumbledore, ale jednak jej wewnętrzny głos szybko ją zniechęcał do tego pomysłu. Zdawała sobie sprawę z tego, że dyrektor chciał by mieć ją pod pełną kontrolą, a do tego nie mogła dopuścić. Była zbyt słaba aby ukryć wszystkie wspomnienia przed Voldemortem, nie mogła aż tak ryzykować.Siedziała w łazience, którą dzieliła razem z Parvati Patil i Lavender Brown. Bezczynnie patrzyła w nieduże lustro wiszące nad porcelanową umywalką. Jej ciało owinięte było błękitnym ręcznikiem, spoglądała z niepokojem na swoje lewe przedramię, które jak narazie nie posiadała żadnej skazy. Oczami wyobraźni widziała jak szpeci je mroczny znak. Była przerażona, jak chyba jeszcze nigdy. Z jej gardła wydarło się ciche westchnięciem bezsilności.
- Hej Hermiona wyłaź wreście! - usłyszała piskliwy głos dobiegający zza drzwi, który mógł należeć tylko do Brown.
- Chwila, przecież się nie pali - warknęła brązowowłosa.
Nie chciała kłócić się z blondynką, na pewno nie przed śniadaniem. Z grymasem nie zadowolenia, ubrała się w swój mundurek szkolny, rozczesała włosy i związała je w ciasny kok. Nie malowała się, nie uważała tego za konieczność.
Takim sposobem, w końcu opuściła łazienkę i wymaszerowała z dornitorium, a za nią podążyło nienawistne spojrzenie Lavender.
***
Stała między szepczącymi uczniami, którym w tym roku udało się dostać na eliksiry. Ona sama milczała. Zbierała wszystkie swoje myśli, pragnęła je jakoś uporządkować i scalić. Jednocześnie starała się słuchać wywody profesora Horac'ego Slughorn'a.
Nagle niewiadomo z kąd w klasie pojawili się zdyszani Harry i Ron. Hermiona spojrzała na nich zdziwiona, ale nie odezwała się ani jednym słowem. Niedaleko siebie usłyszała westchnienie, lekko odwróciła głowę i jej spojrzenie spotkała, rozanieloną twarz panny Brown. Mimo wolnie przewróciła teatralnie oczami. Słyszała jak Ron próbuje wykręcić się z zajęć, swoimi brakami w eliksirach. Chciało jej się śmiać, jednak powstrzymała to cichym chrząknięciem. W końcu jednak obaj chłopcy zgodnie pomaszerowali do niedużej szafki w koncie klasy aby wsiąść z niej potrzebne podręczniki.
-Jak już mówiłem - tym razem nauczyciel zwrócił się do swoich uczniów, którzy przez cały czas przysłuchiwali się rozmowie Pottera i Weasley'a z Slughorne'm - Sporządziłem dziś rano eliksiry, jakieś sugestie, jakie one mogą być? - zapytał obchodząc powoli duży stół, na którym stały parujące kociołki z nieznanymi eliksirami.
Dłoń Hermiony momentalnie wystrzeliła w górę, oczywiście wiedziała co jest w kociołkach.
- Tak panno...
-...Granger sir - powiedziała tonem wypranym z emocji
- To Veritaserum, czyli eliksir prawdy - odpowiedziała bez chwili namysłu oceniając zawartość pierwszego kociołka - A ten - szepnęła podchodząc do kociołka stojącego obok Veritaserum - to Amortencja, najsilniejszy miłosny eliksir. Jego zapach każdy odczuwa inaczej, zależy kto co lubi - mówiła cicho spoglądając na nauczyciela
- Moi drodzy, jednak Amortencja nie wzbudza prawdziwej miłości - zaczął profesor, spokojnym tonem.
Później nauczyciel pokazał im eliksir - płynnego szczęścia, który jak stwierdził dostanie osoba, której uda się bezbłędnie przygotować eliksir Żywej śmierci.
Hermiona poczuła jak przez jej ciała przepływa silny impuls determinacji, gdybym tylko go dostała - pomyślała patrząc na niewielką fioleczkę, która niemal krzyczała by na nią patrzeć i nie spuszczać oczu nawet na moment.
Podczas pracy nad swoim wywarem dziewczyna zauważała, że Harry nie stosuje się do instrukcji zawartej w podręczniku. Zaczęła się niepokoić, nie chodziło o to, że jego kociołek może eksplodować, ale o to, że jakimś cudem uda mu się stworzyć lepszy wywar niż jej. Starała się na niego nie patrzeć, mimo że jak na jej gust praca nad wywarem szła mu niebezpiecznie dobrze. Lekko się do niego przysunęła, jednak chłopak nie wydawał się skory do podzielenia podręcznikiem. Zazgrzytała zębami, ale nie odezwała się ani słowem.
***
Siedzieli w klasie do OPCM. Dziewczyna była spięta, chyba jak wszyscy inni gryfoni. W tym roku tego przedmiotu nauczyła nie kto inny, jak naczelny postrach Hogwardu. Harry i Ron siedzieli po jej prawej stronie, milczeli co było naprawdę dziwne.
- Cisza - sykną nauczyciel wpadając do klasy niczym huragan
Nielicznie rozmowy natychmiast zamilkły. Nikt nie ważył się zlekceważyć jego polecenia, nawet ślizgoni, których był opiekunem. Hermiona podniosła szybko na niego wzrok, błądziła za jego sylwetką, czekając na kolejne słowa przesiąknięte jadem i sarkazmem.
- Na Obronie Przed Czarną Magią, będę wymagał od was wszystkich skupienia i słuchania moich poleceń - rozpoczął gniewnie lustrując wszystkich spojrzeniem, przepełnionym wściekłością. - Na tych zajęciach z pewnością wielu z was wyląduje w Skrzydle Szpitalnym. - Uczniowie zadrżeli.
Na jego bladej twarzy wykwit uśmieszek samo zadowolenia.
- Otwórzcie podręczniki na stronie piętnastej - zasyczał i zasiadł błyskawicznie przy biurku nauczycielskim i bez zwłocznie zaczął coś gorliwie notować.
Hermiona przyglądała się mu. Sama nie wiedziała dlaczego to robi, ale jego zachowanie było dziwne. Fakt, przywykła do jego widoku w klasie na zajęciach z eliksirów jednak, nie tylko to wzbudzało jej nachalne spojrzenie, które jak narazie wydawało mu się nie przeszkadzać.
Po chwili swoje spojrzenie skierowała na zaczytanego Harrego, westchnęła cicho. Nie mogę - szepnęła w myślach, bo jak niby miała go szpiegować, przecież to było nie dorzeczne. Musiała coś wymyślić aby go powiadomić o tym, że ktoś z jego znajomych go szpieguje.
- Weasley - sykną nagle Snape, odrywając się od swojej pracy. Chłopak zadrżał z przerażenia, szybko podniósł się z krzesła, uważnie obserwując nauczyciela.
- O czym czytałeś panie Weasley? - zapytał zjadliwym tonem
- O...zaklęciu...
- Bardzo odkrywcze, dziesięć punktów od gryfindoru, siat - warkną Snape - Czy ktoś zna odpowiedź na te jakże TRUDNE pytanie? - zakcętował słowo ,, trudne''.
Nikt oprócz Hermiony nie podniósł ręki. Profesor rozejrzał się po klasie z nadzieją, że ktoś inny odpowie, jednak bardzo się zawiódł.
- W takim razie na jutro napiszecie esej, na dwie stopy pergaminu na temat zaklęcia Fideliusa - warknął
Hermiona nie czuła zawodu, doskonale wiedziała, że tak będzie, że nie pozwoli jej się wykazać wiedzął. Na moment ich spojrzenia się skrzyżowały, a zaledwie sekundę później rozbrzmiał dzwonek sygnalizujący koniec lekcji.
wtorek, 12 marca 2013
Rozdział 1 - ,, Wrócić do normalności...''
Siedziała w jednym z wielu przedziałów w Expres Hogwart. Obok niej siedzieli uśmiechnięci Ron i Harry, którzy od jakiegoś czasu, dyskutowali na temat nowego zawodnika w ich ulubionej drużynie Quidditcha. Hermiona zaraz po przywitaniu się z chłopcami zamilkła, nie chciała z nimi rozmawiać. Cała zaistniała sytuacja strasznie ją męczyła, a dodatkowo szkolenie Czarnego Pana, które trwało dwa miesiące dość mocno odbiło się na jej psychice.
Patrzyła tępo w szybę, na jej kolanach spoczywał ,,Prorok Codzienny'' nawet do niego nie zajrzała, co było naprawdę dziwne w jej przypadku. Nie miała najmniejszej ochoty czytać o kolejnych atakach Śmierciożerców. To zbyt ją przytłaczało mimo, że udało jej się jakoś uciec od naznaczenia przez Lorda, zdawała sobie jednak sprawę, że to tylko kwestia czasu.
Potrząsnęła głową to było naprawdę trudne, a do tego jeszcze dziś wieczorem miało odbyć się spotkanie, w którym miała wsiąść udział. Spodziewała się, że właśnie na nim wyznaczy jej termin naznaczenia, bała się tego okropnie. Nigdy nie myślała, że dojdzie do czegoś takiego, że kiedy kolwiek dowie się, że jest pół krwi, a jej ojcem chrzestnym jest najpotężniejszy czarnoksiężnik na świecie, którego szczerze nienawidziła.
Mimo utraty wolnego wyboru udało jej się wyciągnąć korzyści z takiego obrotu rzeczy, znała się już dobrze na Okulminacji i Legilimenscji. Podczas wakacji ani razu nie odwiedziła rodziców, mimo że Voldemort wyraził na to zgodę. Po prostu nie mogła wybaczyć matce, że ta nic jej nie powiedziała, że pozwoliła by przez tyle lat śmiano się z niej i drwiono z jej mugolskiego pochodzenia.
Zacisnęła mocno usta, nawet na moment nie oderwała oczu od krajobrazu za oknem pociągu. Chłopcy także nie próbowali jej w jaki kolwiek sposób zagadywać, wiele razy widzieli ten jej zamyślony wyraz twarzy, dlatego też jej nie przeszkadzali.
Nagle do nadzwyczaj cichego przedziału weszła Ginny, a tuż obok niej stał Dean Thomson.
- Cześć co tu tak cicho? - zaśmiała się ruda
- A nic tak jakoś - odezwał się wybraniec, który zerkał na splecione dłonie stojącej dwójki z niedowierzaniem
- Przysiądziecie się? - zapytała odruchowo Hermiona, która wiedziała o głębokim uczuciu rudej i ciemnoskórego.
- Nie my tylko przelotem - zaśmiał się gryfon, którego nienawistnym spojrzeniem mierzył brat jego dziewczyny
- Och Dean idziemy -Ginny uśmiechnęła się do chłopaka i wyciągnęła go z przedziału.
Hermiona po raz kolejny odwróciła wzrok w stronę okna nie odzywając się do swoich towarzyszy. Pragnęła być już w szkole, w swoim łóżku, niczym się nie przejmować. Wiedziała jednak, że do tego momentu pozostało jeszcze wiele czasu, którego nie chciała marnować na wysłuchiwanie wiecznych pretensji i żali Rona, na temat Ginny i Deana.
Patrzyła tępo w szybę, na jej kolanach spoczywał ,,Prorok Codzienny'' nawet do niego nie zajrzała, co było naprawdę dziwne w jej przypadku. Nie miała najmniejszej ochoty czytać o kolejnych atakach Śmierciożerców. To zbyt ją przytłaczało mimo, że udało jej się jakoś uciec od naznaczenia przez Lorda, zdawała sobie jednak sprawę, że to tylko kwestia czasu.
Potrząsnęła głową to było naprawdę trudne, a do tego jeszcze dziś wieczorem miało odbyć się spotkanie, w którym miała wsiąść udział. Spodziewała się, że właśnie na nim wyznaczy jej termin naznaczenia, bała się tego okropnie. Nigdy nie myślała, że dojdzie do czegoś takiego, że kiedy kolwiek dowie się, że jest pół krwi, a jej ojcem chrzestnym jest najpotężniejszy czarnoksiężnik na świecie, którego szczerze nienawidziła.
Mimo utraty wolnego wyboru udało jej się wyciągnąć korzyści z takiego obrotu rzeczy, znała się już dobrze na Okulminacji i Legilimenscji. Podczas wakacji ani razu nie odwiedziła rodziców, mimo że Voldemort wyraził na to zgodę. Po prostu nie mogła wybaczyć matce, że ta nic jej nie powiedziała, że pozwoliła by przez tyle lat śmiano się z niej i drwiono z jej mugolskiego pochodzenia.
Zacisnęła mocno usta, nawet na moment nie oderwała oczu od krajobrazu za oknem pociągu. Chłopcy także nie próbowali jej w jaki kolwiek sposób zagadywać, wiele razy widzieli ten jej zamyślony wyraz twarzy, dlatego też jej nie przeszkadzali.
Nagle do nadzwyczaj cichego przedziału weszła Ginny, a tuż obok niej stał Dean Thomson.
- Cześć co tu tak cicho? - zaśmiała się ruda
- A nic tak jakoś - odezwał się wybraniec, który zerkał na splecione dłonie stojącej dwójki z niedowierzaniem
- Przysiądziecie się? - zapytała odruchowo Hermiona, która wiedziała o głębokim uczuciu rudej i ciemnoskórego.
- Nie my tylko przelotem - zaśmiał się gryfon, którego nienawistnym spojrzeniem mierzył brat jego dziewczyny
- Och Dean idziemy -Ginny uśmiechnęła się do chłopaka i wyciągnęła go z przedziału.
Hermiona po raz kolejny odwróciła wzrok w stronę okna nie odzywając się do swoich towarzyszy. Pragnęła być już w szkole, w swoim łóżku, niczym się nie przejmować. Wiedziała jednak, że do tego momentu pozostało jeszcze wiele czasu, którego nie chciała marnować na wysłuchiwanie wiecznych pretensji i żali Rona, na temat Ginny i Deana.
***
Siedzieli w WS. Hermiona rozglądała się po całym pomieszczeniu, serce jej łomotało w piersi jak oszalałe. Zaczynała się już martwić o swojego ciemnowłosego przyjaciela, który już od kilkunastu minut powinien być razem z nimi i jeść powitalną kolację.
Spojrzała z niesmakiem na objadającego się Rona, nie wiele myśląc zaczęła okładać go książka mówiąc drżącym głosem:
- Jak możesz jeść w takiej chwili, twój najlepszy przyjaciel gdzieś znikną - mówiła z wyrzutem i gniewem
- Uspokój się i lepiej spójrz za siebie - warkną chłopak wpychając sobie do ust kolejna porcję czerwonej galaretki.
Hermiona odwierciła się w stronę wyjścia i kiedy tylko dostrzegła Harrego idącego razem z Luną uspokoiła się odrobinę. Widziała jak przyciska zakrwawioną chusteczkę do nosa i zmierza w ich kierunku. Rzuciła mu pytające spojrzenie, a gdy tylko usiadł odpowiedział stłumionym głosem:
- Później wam powiem - oczywiście dziewczyna niebyła skora do czekania, ale postanowiła dać mu spokój. Znała swoje ograniczenia, które wyznaczyła sobie z powodu tego, że często będzie sprawdzana przez Czarnego Pana, a niemiała w planach doprowadzić do upadku swojego przyjaciela i całego świata magicznego. Przysięgła sobie, że kiedy tylko zostanie naznaczona pójdzie z tym do dyrektora. Wydawało jej się to jak narazie najlepszym rozwiązaniem jednak, tak czy siak musiała uważać aby nie dowiedzieć się czegoś naprawdę istotnego dla Lorda.
Spojrzała na Harrego, którego oczy utkwione były w pustym talerzy. Westchnęła przyciskając do siebie książkę od Numerologi
Nim się spostrzegła jej oczy przeniosły się z wybrańca na kadrę nauczycielską, w której gronie dostrzegła okrągłego czarodzieja, zajmującego miejsce obok McGonagall. Jego liczne zmarszczki zdradzały fakt iż nie należał do najmłodszych mężczyzn.Ubrany był w szatę koloru zgniłozielonego, a na jego twarzy błąkał się pogodny uśmiech. Oczy dziewczyny szybko prześlizgnęły się z nowego nauczyciela elikisrów na Snape'a. Jak zawsze siedział z grymasem niezadowolenia i rządzą mordu w oczach, z nikim nie rozmawiał, zresztą tak jak zawsze na początku roku.
Hermiona westchnęła, spuściła wzrok z nauczyciela i zaczęła bez namiętnie grzebać widelcem w talerzu. Wiedziała, że zapowiada się naprawdę bardzo długi rok.
Nim się spostrzegła jej oczy przeniosły się z wybrańca na kadrę nauczycielską, w której gronie dostrzegła okrągłego czarodzieja, zajmującego miejsce obok McGonagall. Jego liczne zmarszczki zdradzały fakt iż nie należał do najmłodszych mężczyzn.Ubrany był w szatę koloru zgniłozielonego, a na jego twarzy błąkał się pogodny uśmiech. Oczy dziewczyny szybko prześlizgnęły się z nowego nauczyciela elikisrów na Snape'a. Jak zawsze siedział z grymasem niezadowolenia i rządzą mordu w oczach, z nikim nie rozmawiał, zresztą tak jak zawsze na początku roku.
Hermiona westchnęła, spuściła wzrok z nauczyciela i zaczęła bez namiętnie grzebać widelcem w talerzu. Wiedziała, że zapowiada się naprawdę bardzo długi rok.
***
Zaraz po kolacji poczuła ucisk w głowie, doskonale wiedziała co znaczy, niewiele myśląc pobiegła do swojego DD i zabrała z kufra szaty Śmerciożercy. Miała zamiar przebrać się kiedy dotrze już na miejsce jednak szybko stwierdziła, że to dość głupi pomysł biorąc pod uwagę to, że w kręgach Czarnego Pana jest powszechnie znana.
Wpadła do łazienki, w której zrzuciła z siebie szkole szaty, a założyła w pośpiechu szaty i maskę,którą nosili poplecznicy Voldemorta. Potem pod zaklęciem kameleona wydostała się w ogromnym pośpiechu z zamku. Zmuszona była wejść do Zakazanego Lasu aby się aportować na zebranie. Bariera, która otaczała zamek była zbyt mocna aby mogła aportować się z innego miejsca.
Serce jej waliło, a ciało drżało. Starała się jakoś uspokoić, zaczęła nawet do siebie mówić. To było jej pierwsze spotkanie, nie wiedziała czego ma się spodziewać.
Nagle poczuła szarpnięcie w okolicy pępka, wstrzymała oddech, nie lubiła się przemieszczać w taki sposób jednak tylko on był dla niej dostępny w obecnym czasie i dzięki niemu mogła się błyskawicznie przemieszczać.
Stanęła na polanie tuż przed ogromnym dworem, a raczej mini zamkiem, który do okoła otoczony był wysokim żywopłotem. Znała to miejsce, aż za dobrze, by pomylić je z jakimś innym - Malfoy Manor. Podczas wakacji spędziła tu mnóstwo czasu, ale na swoje szczęście nigdy nie spotkała ani jednego jego mieszkańca. Szła szybko, długim chodnikiem wyłożonym ciemnym marmurem, jej sylwetka była wyprostowana. Zbierała w sobie swoją całą gryfońską odwagę, pragnęła tylko jednego, jak najdłużej pozostać anonimową w tym ,,towarzystwie''.
Uspokoiła kołatające się w jej piersi serce. Oczyściła swój umysł, chciała się jak najlepiej przygotować się na spotkanie ze swoim panem. Zagryzła wargi na to stwierdzenie, które ani wcale jej nie odpowiadało. Ogromna brama otworzyła się przed nią bezgłośnie. Przeszła przez nią i skierowała się w stronę ogromnych drzwi wejściowych. Nim się obejrzała już docierała do sali spotkań, bez pukania otworzyła potężne drzwi. Dostrzegła długi stół, na szczycie, którego na kamiennym tronie siedział Lord Voldemort. Bez zastanowienia podeszła do niego, uklęknęła i złożyła mu głęboki pokłon.
- Witaj - zasyczał, gestem bladej, kościstej dłoni kazał jej zająć miejsce nieopodal niego.
Po kilku chwilach przybyło jeszcze kliku innych Śmerciożerców, którzy tak samo jak ona ukłonili się Lordowi i zajęli swoje stałe miejsca.
- Moi drodzy poplecznicy - zaczął sykliwym tonem, pełnym nienawiści. - Dziś wśród nas po raz pierwszy jest nowy członek - dziewczyna czuła jak wszyscy zamaskowani mężczyźni spoglądają w jej stronę - Na razie - ponowił jaszczur - Nie musicie znać jej tożsamości, jest ona teraz nie istotna - jego czerwone oczy patrzyły na każdego śmiercijada z wyraźnym gniewem i szaleństwem.
- Dokładnie za miesiąc przejdzie naznaczenie - teraz jego palący wzrok zatrzymał się na postaci Hermiony, nieznacznie drgnęła.
- Mój panie, wszystko jest w jak najlepszym porządku - powiedział potulnym tonem Malfoy senior
- Doskonale, Avery masz to po co cię wysłałem - zasyczał groźnie mierząc mężczyznę ostrym spojrzeniem
- Tak mój panie - nagle podniósł się i podszedł do Czarnego Pana, szybko podał mu zawiniątko i odszedł na swoje miejsce.
Hermiona siedziała jak na szpilkach, słuchając jak inni Śmierciożercy raportują swojemu Panu. W myślach błagała aby o nic jej nie zapytał, a tym bardziej nie dał żadnego zadanie, ale oczywiście złośliwy los musiał wymysleć coś aby tylko uprzykrzyć jej życie.
- Panno Riddle - wzdrygnęła się - Mam dla ciebie zadanie specjalne - jego złowrogi uśmiech spowodował u niej nagłe zawroty głowy, które za wszelką cenę chciała zwalczyć
- Tak mój Panie - powiedziała dobitnie
- Twoim zadaniem jest zbieranie informacji na temat Harrego Pottera, do dnia twoje naznaczenia - zasyczał
- Oczywiście Panie - przeraziła się, wiedziała, że musi iść z tym jak najszybciej do Dumbledore. Przecież, nie mogła by tak skrzywdzić Harrego, to było dla niej przerażające i nie normalne.
- Możecie się rozejść - zagrzmiał nagle, przerywając jej głębokie rozmyślenia.
-//-
Oto kolejna notka mam nadzeje, że wam się spodobała
Oto kolejna notka mam nadzeje, że wam się spodobała
sobota, 9 marca 2013
Prolog
Był pogodny lipcowy dzień. Spokojna dzielnica. Niczym nie wyróżniająca się spośród innych dzielnic w Londynie. Przy jednej z wielu ulic stał piętrowy biały budynek, na pozór nie różniący się od innych stojących domów. W jego wnętrzu kryła się ładna brunetka o dużych oczach koloru czekolady.
Dziewczyna nie przejmowała się pięknym dniem, dla niej o wiele ważniejsze były książki, które z ogromną pasją przeglądała i wchłaniała ich treść niczym gąbka. Nie liczyły się dla niej jej rówieśniczki, które mieszkały z nią po sąsiedzku. Tak naprawdę nigdy ich nie spotkała i nie chciał, nieczuła jakiejś wzmożonej potrzeby aby się z nimi widywać, czy chociaż by rozmawiać.
W obecnej chwili młoda panienka zamknęła przeczytany już tom i westchnęła cicho, Niechętnie spojrzała na walizki, które od jej przyjazdu ze szkoły pozostawały nierozpakowane. Wiedziała, że w końcu i tak będzie musiała je rozpakować, bo jej matka nakaże jej pod groźbą skonfiskowania wszystkich książek, które posiadała. Wzdrygnęła się na samą myśl o tak bestialskim postępku matki.
Niechętnie zwlokła się z krzesła, na którym dotąd siedziała. Niezdążanie wykonać nawet kroku kiedy nagle usłyszała głos swojej rodzicielki dobiegający zza białych mahoniowych drzwi.
- Już idę! - odkrzyknęła i pospiesznie przemaszerowała pokoju mijając walizki stojące przy drzwiach. Wyszła na korytarz i popędziła w stronę schodów prowadzących do salonu. Jej kroki były szybkie. Oddech całkiem normalnym, może tylko lekko przyśpieszony. Wpadła do dużego pomieszczenia w kolorze brzoskwiniowym. Po jej prawej stronie było duże okno, a pod nim komoda. Na środku stał stolik a obok niego brązowa kanapa, na której zobaczyła dwie osoby. Jedną z nich była jej matka, ale druga odziana była w czarną pelerynę, a jej twarz skryta była pod czarnym kapturem.
- Hermiono - zaczęła kobieta podnosząc się z miejsca. Na twarzy kobiety widać było smutek i ogromny ból. Dziewczyna poczuła się strasznie skołowana, nic niezrozumiała. Miliony pytań przemykały przez jej głowę i zostawały bez odpowiedzi. Zacisnęła usta, a po chwili obok niej pojawiała się starsza kobieta, obiela ją drżącym ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuje - szepnęła córce, a potem zaprowadziła ją do tajemniczej postaci, która nawet na chwilę nie zmieniła swojej pozycji. Hermiona chciała zaprotestować przeciwstawić się prowadzącej jej kobiecie, ale strach jaki nią zawładną nie pozwolił jej na najmniejszy protest.
- Tom - szepnęła pani Granger
W końcu postać poruszyła się nieznacznie. Szesnastolatka dostrzegła jak z ogromnych rękawów szaty wyłaniają się dłonie, ludzkie dłonie. Spięła się jeszcze bardziej gdy owy osobnik zdjął z głowy kaptur. Teraz przed obiema kobietami siedział dwudziestu kilkuletni mężczyzna. Miał brązowe włosy i tego samego koloru oczy, ale jego spojrzenie było przerażające i kryło się w nim czyste szaleństwo. Dziewczyna zdębiała miała dziwne wrażenie, że skądś za tego człowieka, może zastanawiała by się nad tym dłużej gdy nagle usłyszała jego głos:
- Hermionooo podejdź - zasyczał
Nie ruszyła się nawet o centymetr, nie mogła nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Była przerażona.
- Podejdź - rozkazał, w końcu udało jej się zrobić kilka kroków w stronę mężczyzny.
- Kim jesteś? - na to pytanie musiała zebrać w sobie całą gryfońską odwagę, ale kiedy udało jej się odezwać poczuła się pewniej. Wyprostowała się jeszcze bardziej
- Jestem twoim ojcem chrzestnym - odparł sykliwym tonem - Tom Marvolo Riddle...
- CO! - krzyknęła odskakując od niego instynktownie i szukając swojej różdżki, szybko zrozumiała, że jej magiczny patyk został w jej pokoju i w obecnej sytuacji była bezbronna. Spojrzała na swoją matkę, która wydawała się być nadzwyczaj spokojna.
- Mamo - jęknęła dziewczyna szukając jakich kolwiek emocji na jej twarzy jednak bez rezultatu
- Uspokój się córeczko - powiedziała i złapała nastolatkę dość mocno za ramię, próbując ją uspokoić.
- Ale, przecież to Voldemort - jęczała przestraszona dziewczyna jednocześnie wyrywając swoje ramie z uścisku rodzicielki - Czego tu chcesz! - krzyknęła w stronę Riddle, który spokojnie siedział na kanapie.
- Twój czas właśnie nadszedł - odezwał się cicho, ale jego ton był przerażający sam w sobie.
Przełknęła głośniej.
- Może mi to ktoś wyjaśnić - syknęła, a jej pewność siebie błyskawicznie do niej wróciła zalewając jej ciało nową energią do dalszych działań. Jej mózg znowu zaczął normalnie funkcjonować. Szybko zdała sobie sprawę z tego, iż skoro to Lord Voldemort, a jej matka nadal żyje to coś tu nie grało, ale co...tego już nie wiedziała jednak miała zamiar się dowiedzieć. Spojrzała na jaszczura w ludzkiej skórze.
- Jesteś moją chrześnicą - zaczął spokojnie - Twoja matka i ja mamy umowę, z której wynika że przed ukończeniem prze ciebie lat szesnastu masz obowiązek zostać wcielona do mojej armii - zasyczał podnosząc się z kanapy
- To nieprawda, mamo! - krzyczała dziewczyna spoglądając na panią Granger błagalnie.
- Wybacz mi - szepnęła kobieta spuszczając oczy z córki i wbijając je gdzieś w punkt nad jej głową.
Hermionie kręciło się w głowie, co to wszytko miało zobaczyć. Do tego momentu wydawało jej się, że wie o co chodzi, ale teraz całkowicie zgłupiała. Miała ogromną ochotę krzyczeć, płakać. Ale nie odważyła się na żadne z tych prób pokazania całemu światu co myśli o nowinkach...
- Jakim cudem? - szepnęła słabo
- Ja i Tom jesteśmy rodzeństwem - szepnęła - Tak kochana jestem czarownicą - dodała widząc szok na twarzy swojego dziecka.
- Co teraz? - nie mogła niczego innego wykrztusić niż pytania, które cisnęły jej się na usta
- Będę cię szkolił w sztuce czarno magicznej do końca wakacji, a potem zostaniesz moim drugim szpiegom w hogwardzie - odparł beznamiętnie, tak jakby mówił o pogodzie.
Zacisnęła dłonie w pięści. Wzięła kilka głębszych wdechów i wydechów.
- Wrócę tu po ciebie jutro, bądź gotowa - sykną, a po chwili znikną z cichym trzaskiem
- Mamo powiedz coś - Hermiona podeszła do kanapy i usiadła na niej ciężko. Całe jej ciało drżało, schowała twarz w dłonie, ale nie płakała niemiała na to siły.
- Córeczko, Tom jest twoim ojcem chrzestnym, w dzieciństwie zostaliśmy rozdzielenie - westchnęła, ale szybko kontynuowała - Kiedy się odnaleźć...wszystko tak szybko się potoczyło, nawet nie wiem jak to się stało, że podpisałam tą umowę - kobieta rozpłakała się nagle.
- Wybacz - szlochała
- Mamo to i tak nic nie zmieni - powiedziała sztywno Hermiona - muszę się przygotować - dodała drżącym głosem.
Wiedziała, że w tym właśnie momencie całe jej życie stało się jedną wielką niewiadomą...
Dziewczyna nie przejmowała się pięknym dniem, dla niej o wiele ważniejsze były książki, które z ogromną pasją przeglądała i wchłaniała ich treść niczym gąbka. Nie liczyły się dla niej jej rówieśniczki, które mieszkały z nią po sąsiedzku. Tak naprawdę nigdy ich nie spotkała i nie chciał, nieczuła jakiejś wzmożonej potrzeby aby się z nimi widywać, czy chociaż by rozmawiać.
W obecnej chwili młoda panienka zamknęła przeczytany już tom i westchnęła cicho, Niechętnie spojrzała na walizki, które od jej przyjazdu ze szkoły pozostawały nierozpakowane. Wiedziała, że w końcu i tak będzie musiała je rozpakować, bo jej matka nakaże jej pod groźbą skonfiskowania wszystkich książek, które posiadała. Wzdrygnęła się na samą myśl o tak bestialskim postępku matki.
Niechętnie zwlokła się z krzesła, na którym dotąd siedziała. Niezdążanie wykonać nawet kroku kiedy nagle usłyszała głos swojej rodzicielki dobiegający zza białych mahoniowych drzwi.
- Już idę! - odkrzyknęła i pospiesznie przemaszerowała pokoju mijając walizki stojące przy drzwiach. Wyszła na korytarz i popędziła w stronę schodów prowadzących do salonu. Jej kroki były szybkie. Oddech całkiem normalnym, może tylko lekko przyśpieszony. Wpadła do dużego pomieszczenia w kolorze brzoskwiniowym. Po jej prawej stronie było duże okno, a pod nim komoda. Na środku stał stolik a obok niego brązowa kanapa, na której zobaczyła dwie osoby. Jedną z nich była jej matka, ale druga odziana była w czarną pelerynę, a jej twarz skryta była pod czarnym kapturem.
- Hermiono - zaczęła kobieta podnosząc się z miejsca. Na twarzy kobiety widać było smutek i ogromny ból. Dziewczyna poczuła się strasznie skołowana, nic niezrozumiała. Miliony pytań przemykały przez jej głowę i zostawały bez odpowiedzi. Zacisnęła usta, a po chwili obok niej pojawiała się starsza kobieta, obiela ją drżącym ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuje - szepnęła córce, a potem zaprowadziła ją do tajemniczej postaci, która nawet na chwilę nie zmieniła swojej pozycji. Hermiona chciała zaprotestować przeciwstawić się prowadzącej jej kobiecie, ale strach jaki nią zawładną nie pozwolił jej na najmniejszy protest.
- Tom - szepnęła pani Granger
W końcu postać poruszyła się nieznacznie. Szesnastolatka dostrzegła jak z ogromnych rękawów szaty wyłaniają się dłonie, ludzkie dłonie. Spięła się jeszcze bardziej gdy owy osobnik zdjął z głowy kaptur. Teraz przed obiema kobietami siedział dwudziestu kilkuletni mężczyzna. Miał brązowe włosy i tego samego koloru oczy, ale jego spojrzenie było przerażające i kryło się w nim czyste szaleństwo. Dziewczyna zdębiała miała dziwne wrażenie, że skądś za tego człowieka, może zastanawiała by się nad tym dłużej gdy nagle usłyszała jego głos:
- Hermionooo podejdź - zasyczał
Nie ruszyła się nawet o centymetr, nie mogła nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Była przerażona.
- Podejdź - rozkazał, w końcu udało jej się zrobić kilka kroków w stronę mężczyzny.
- Kim jesteś? - na to pytanie musiała zebrać w sobie całą gryfońską odwagę, ale kiedy udało jej się odezwać poczuła się pewniej. Wyprostowała się jeszcze bardziej
- Jestem twoim ojcem chrzestnym - odparł sykliwym tonem - Tom Marvolo Riddle...
- CO! - krzyknęła odskakując od niego instynktownie i szukając swojej różdżki, szybko zrozumiała, że jej magiczny patyk został w jej pokoju i w obecnej sytuacji była bezbronna. Spojrzała na swoją matkę, która wydawała się być nadzwyczaj spokojna.
- Mamo - jęknęła dziewczyna szukając jakich kolwiek emocji na jej twarzy jednak bez rezultatu
- Uspokój się córeczko - powiedziała i złapała nastolatkę dość mocno za ramię, próbując ją uspokoić.
- Ale, przecież to Voldemort - jęczała przestraszona dziewczyna jednocześnie wyrywając swoje ramie z uścisku rodzicielki - Czego tu chcesz! - krzyknęła w stronę Riddle, który spokojnie siedział na kanapie.
- Twój czas właśnie nadszedł - odezwał się cicho, ale jego ton był przerażający sam w sobie.
Przełknęła głośniej.
- Może mi to ktoś wyjaśnić - syknęła, a jej pewność siebie błyskawicznie do niej wróciła zalewając jej ciało nową energią do dalszych działań. Jej mózg znowu zaczął normalnie funkcjonować. Szybko zdała sobie sprawę z tego, iż skoro to Lord Voldemort, a jej matka nadal żyje to coś tu nie grało, ale co...tego już nie wiedziała jednak miała zamiar się dowiedzieć. Spojrzała na jaszczura w ludzkiej skórze.
- Jesteś moją chrześnicą - zaczął spokojnie - Twoja matka i ja mamy umowę, z której wynika że przed ukończeniem prze ciebie lat szesnastu masz obowiązek zostać wcielona do mojej armii - zasyczał podnosząc się z kanapy
- To nieprawda, mamo! - krzyczała dziewczyna spoglądając na panią Granger błagalnie.
- Wybacz mi - szepnęła kobieta spuszczając oczy z córki i wbijając je gdzieś w punkt nad jej głową.
Hermionie kręciło się w głowie, co to wszytko miało zobaczyć. Do tego momentu wydawało jej się, że wie o co chodzi, ale teraz całkowicie zgłupiała. Miała ogromną ochotę krzyczeć, płakać. Ale nie odważyła się na żadne z tych prób pokazania całemu światu co myśli o nowinkach...
- Jakim cudem? - szepnęła słabo
- Ja i Tom jesteśmy rodzeństwem - szepnęła - Tak kochana jestem czarownicą - dodała widząc szok na twarzy swojego dziecka.
- Co teraz? - nie mogła niczego innego wykrztusić niż pytania, które cisnęły jej się na usta
- Będę cię szkolił w sztuce czarno magicznej do końca wakacji, a potem zostaniesz moim drugim szpiegom w hogwardzie - odparł beznamiętnie, tak jakby mówił o pogodzie.
Zacisnęła dłonie w pięści. Wzięła kilka głębszych wdechów i wydechów.
- Wrócę tu po ciebie jutro, bądź gotowa - sykną, a po chwili znikną z cichym trzaskiem
- Mamo powiedz coś - Hermiona podeszła do kanapy i usiadła na niej ciężko. Całe jej ciało drżało, schowała twarz w dłonie, ale nie płakała niemiała na to siły.
- Córeczko, Tom jest twoim ojcem chrzestnym, w dzieciństwie zostaliśmy rozdzielenie - westchnęła, ale szybko kontynuowała - Kiedy się odnaleźć...wszystko tak szybko się potoczyło, nawet nie wiem jak to się stało, że podpisałam tą umowę - kobieta rozpłakała się nagle.
- Wybacz - szlochała
- Mamo to i tak nic nie zmieni - powiedziała sztywno Hermiona - muszę się przygotować - dodała drżącym głosem.
Wiedziała, że w tym właśnie momencie całe jej życie stało się jedną wielką niewiadomą...
Uwaga Sowa LECI!!
Oto pierwsza sowa, która zaszczyciła mojego nowego bloga ;D
Mój chory umysł podsuną mi pewien pomysł, którego wcześniej nigdzie nie spotkałam. Myślę, że będzie oryginalne XD. Oczywiście będzie opowiadał o parze Severus Snape i Hermiona Granger...więc jeśli ktoś za tym powiązaniem nie przepada, w prawym górnym rogu jest czerwony krzyżyk...
No poza tym mam nadzeje, że wam się spodoba, i że będziecie go chętnie komentować. Rzecz jasna, nie zdradzę o czym będzie, to ma być niespodzianka ;P
No to by było na tyle do prologu Pa Pa
SuperPsychoLove
(SPL)
Subskrybuj:
Posty (Atom)